Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Teatr NN

Cud lubelski w 1949 roku - Danuta Kowal - fragment relacji świadka historii z 6 października 2010

Następnym takim mocnym przeżyciem dla wszystkich lublinian był ten cud lubelski.

Jak nastąpiły te niewytłumaczalne wydarzenia w archikatedrze, ludzie zaczęli masowo przychodzić, żeby to obejrzeć. Moje osobiste wrażenie na temat tego cudu to było takie: wchodziło się do katedry z lewej strony i ludzie tak mniej więcej całą szerokością tej bocznej nawy posuwali się, przechodzili obok obrazu i później z drugiej strony wychodzili. Ja obraz ten znałam od dziecka, bo tam często bywałam, także miałam go [przed] oczami wyraźnie, dosłownie w pamięci widziałam, jak on wyglądał. [Kiedy] przechodziłam obok tego obrazu, to było niesamowite wrażenie, bo ten obraz z jednej strony to był tak jakby go ktoś odmalował. Był taki jasny, promienny, a twarz Matki Boskiej to dosłownie tak jak twarz żywego człowieka.

Jestem stuprocentowo pewna, bo to nie mogło być złudzenie, oczy na tym obrazie poruszały się. Poruszały się tak, jak na przykład ktoś czyta książkę i gałki oczne, przesuwają się tak po literach. Te oczy przesuwały się po przechodzących ludziach.

Moment, w którym na chwileczkę wzrok zatrzymał się na mnie, to tego, jak to się mówi, do śmierci nie można zapomnieć. To było coś niesamowitego. Wszyscy przechodzili w milczeniu [obok obrazu]. Poza tym była jeszcze taka ciekawostka, że po lewej stronie przy tym ołtarzu bocznym, gdzie Matka Boska, był stos legitymacji partyjnych, które ludzie rzucali. Poza tym ogromne tłumy w konfesjonałach.

Ogromne. Księża relacjonowali, że przychodzili ludzie, którzy przez wiele, wiele lat nie korzystali z sakramentu pokuty. Mnóstwo nawróceń. Nie wiem, ile dni to trwało, [kiedy] władze kazały zamknąć katedrę. Księży z katedry to brali na przesłuchania, tam aresztowali niektórych. Został zamknięty Lublin, jako taki. Nie można było do Lublina ani wejść, ani wjechać. Bilety na pociąg czy na PKS były wydawane tylko na podstawie dowodów osobistych, w którym było zameldowanie w Lublinie. Wszystkie [drogi wyjazdowe] z Lublina były obstawione przez milicję i nie wpuszczali nikogo.

Chyba, że ktoś miał dowód, że mieszka w Lublinie. Ludzie przychodzili bocznymi dróżkami, jakoś tam na około i przychodzili. Mało tego, jeżeli ktoś w jakimś publicznym miejscu wspomniał o cudzie, natychmiast się gdzieś ktoś znalazł, brali go i od razu do więzienia. W Lublinie i w najbliższej okolicy Lublina nie było już miejsc w więzieniach. Ludzi wywożono do innych miejscowości, bo wszystko było zapchane.

Czy w sklepie, czy na ulicy, nie można było wspomnieć o tym cudzie.