Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Teatr NN

Wiedzieliśmy, że będzie wpadka - Zbigniew Janas - fragment relacji świadka historii z 14 kwietnia 2016

Zorganizowaliśmy właśnie pierwszy przerzut. Plecak był zapakowany tymi znaczkami. Wtedy poszła Hania z Tomkiem. Oni szli z przerzutem, a ja [ich obstawiałem] z Jurkiem Kaniewskim, to taki mój kolega, jeden z szefów komisji w Solidarności i przywódca strajku z 13-go grudnia. Dostał najwyższy wyrok. Trzy i pół roku więzienia za przywództwo w tym strajku. Poszedłem z Jurkiem, żeby ich obstawiać. Tutaj było odwrotnie – nie ja szedłem z przerzutem, ja szedłem jako obserwator i obstawa. Szliśmy od drugiej strony i na tym szlaku minęliśmy się z Hanią i z Tomkiem. Oczywiście, tylko żeśmy się porozumieli tak półsłówkami, bo widzieliśmy, że jest „lornetowanie”. Ale to wszystko było przewidziane i wiadomo też było, że są miejsca, których oni nie widzą. [Hania z Tomkiem] schodzili, wiedzieli już że jesteśmy, poszliśmy w drugą stronę. Weszliśmy na taką górę, a tam WOP-owcy stali i mieli radia. Myśmy tam sobie siedli, rozłożyli się, niby taki piknik i czekamy. I już przez radio słyszymy: „Słuchajcie, słuchajcie! Przerzut. Przerzut do Czechosłowacji”.

O, kurna. Już wiemy, że jest po prostu niedobrze. Że ich złapali. –„Jeden uciekł! Czesi też uciekli! Ale mamy jedną!”. To już wiedzieliśmy, że Hania siedzi. Że to ona jest złapana. Ale też to znaczy, że Tomek uciekł. Co robić? Tam były korespondencje dla Czechów. Zawiadomić? Potem się okazało, że ponieważ tam było bardzo daleko, Czesi się spóźnili. Oni też mieli to dokładnie opracowane. Wszystko, było dobrze wyliczone i wiadomo było, ile czasu, przy jakim słupku mają się spotkać, o której godzinie dokładnie. Ale się spóźnili, bo chyba pociąg spóźnił, więc Hania z Tomkiem doszli, ale nie mogli za długo czekać, bo cały czas było kontrolowane to przejście.

Więc zaczęli iść i spotkali ich w innym miejscu. W tym miejscu, wymienili plecaki, tylko nie wiedzieli, że obok w lesie leży patrol WOP-owski. Oni leżeli dokładnie naprzeciwko, nie byli widoczni. Wyskoczyli do nich z kałachami. Była taka sytuacja, że była Czeszka i Czech. Czeszka miała polski plecak, ten ciężki, na sobie. I jeden [wopista] rzucił się na Czechów, a drugi na naszych. I rzecz polegała na tym, że Czeszka, która miała ten plecak, widać w nerwach i w adrenalinie – nie była, zresztą, podobno ułomkiem ta dziewczyna – tak szarpnęła, że urwała sprzączkę. I ten [wopista] został z tym ciężkim plecakiem i nie wiedział, kogo łapać. Trzymał ten plecak, a Czesi dali w długą i uciekli. Nie zatrzymali ich. Właśnie to samo ten drugi, próbował zrobić z Tomkiem. Ale Tomek chłopak wysoki, wysportowany, młody oczywiście nie pozwolił urwać sobie wyrwać tego plecaka, a miał, czeski już plecak, tyko dał w długą w las. Nie mogli go złapać. Tamci uciekli. Już ich nie gonili. No, ale mieli Hankę i plecak. Efekt był taki, że Hanke zatrzymali oczywiście, do aresztu ją zawieźli, plecak zatrzymali. Po latach się dowiedziałem, że była fiszka w moich papierach. A moich papierów właśnie nie ma, jest jedna teczuszka, resztę spalono.

Ale jest fiszka, że ten plecak z całą zawartością został spalony. Ja trochę żałuję. Bo jak byśmy to odzyskali, to można by w jakichś aukcjach [licytować], czy przekazać na cele [charytatywne], na przykład dla tych działaczy Solidarności, którym jest ciężko.

Niestety, spalili sukinsyny. Jakby się chcieli zemścić na plecaku. A Hanię oskarżyli o przekroczenie o pół metra granicy. Jest cała dokumentacja z tego procesu. Piotr Andrzejewski, teraz senator z PIS, Piotrek Andrzejewski, był naszym adwokatem, jednym z tych adwokatów Solidarnościowych, on ją bronił. I była strasznie śmieszna dyskusja z prokuratorem – czy przekroczyła o pół metra? A może tylko o dwadzieścia centymetrów? A może, tak w ogóle, to nie przekroczyła, tylko dziesięć centymetrów była po polskiej stronie? Gdzie jest ta linia dokładnie? To było bardziej śmiesznie, jak strasznie. Hania zresztą sama to mówiła. Ukarali ją tylko grzywną, na którą oczywiście poszły „konspiracyjne” pieniądze. Była nauczycielką, to przecież grosze zarabiała, więc grzywna została zapłacona i tyko tyle. Tomek uciekł im i szedł całą noc. Później dzień i noc w ogóle nie wychodził z tego lasu. Tyko, niestety, on gdzieś zakopał chyba ten plecak. Potem już szedł bez plecaka. Dobrze zrobił, bo gdyby go zatrzymali, to powiedziałby: „Zabłądziłem” i tyle. Oczywiście, natychmiast przyjechała bezpieka do ich willi tam w Radości. Zrobiła tam „kipisz”, ale Tomka nie złapali. Nie wiedzieli, kto [z nią] był, że to był syn Hani. Ten plecak „czeski” też zaginął, nie udało się go Tomkowi odnaleźć, więc nie było dodatkowego oskarżenia. Natomiast, niestety [szlak] „spalił się” nam od razu po pierwszym tym przerzucie. Na szczęście ten Zakopane – Dolina Chochołowska – Grześ – Bobrowiecka nigdy nie wpadł, więc do samego końca, do 1989 roku, do zmian cały czas przerzut szedł.