Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Teatr NN

Spotkanie prezydentów - Lecha Wałęsy i Vaclava Havla - Zbigniew Janas - fragment relacji świadka historii z 14 kwietnia 2016

Waszek wtedy oczywiście poleciał na Węgry. Ale rozpętała się ta cała dyskusja taka polityczna, że jest konflikt między Wałęsą i Havlem. Ja od razu powiedziałem: „Trzeba to szybko zasypać”. I zadzwoniłem do moich przyjaciół w Gdańsku. Wtedy chyba do Bogdana Lisa albo do Krzyśka Pusza i mówię: „Namówcie Wałęsę, żeby przyjął mnie i kolegów z Solidarności Polsko-Czechosłowackiej. Kurierów, organizatorów. Chcemy się spotkać i porozmawiać o wizycie Havla”. Oni nawet nie musieli specjalnie Wałęsy namawiać. Ściągnąłem Mirka Jasińskiego i tych ludzi, którzy byli zaangażowani, bo chciałem też, żeby to miało odpowiednią silę argumentu historii. Pojechaliśmy do Gdańska, do Lecha. Mój przekaz był taki, że tu są ludzie, którzy cale lata chodzili w góry. Ryzykowali. Dzisiaj pisze się, że już jest tu konflikt, że jeszcze nie zaczęliśmy budować porozumienia, a już się wdał konflikt”. Mówiłem, że mogę udowodnić, że przy przygotowywaniach [wizyty] naprawdę nie dało się tego spotkania nigdzie wcisnąć. Że Waszek, cały czas chciał się spotkać. Mówię: „Lechu, to chyba najgorszy jego stres był, że on nie może się z Tobą spotkać. A Ty nie chciałeś przylecieć. Zobacz, co tu się dzieje. Co tutaj piszą. Jakie głupoty, że ty zazdrościsz”. On mówi: „To wcale tak nie jest, głupoty piszą”. Ja mówię: „I będą tak pisać. To co zrobimy, spotkasz się z Havlem?” Mówie, że mamy taki pomysł, żeby się spotkali tam, gdzie myśmy w tamtych czasach się spotykali. Gdzie, z oczywistych powodów, on nigdy nie mógł być. I, że zorganizuje to Solidarność Polsko-Czesko- Słowacka. Zgodził się absolutnie bez żadnego problemu. –„Pewno, że polecę. Tylko jest kwestia czasu”. Krzysiek Pusz wskazał ze trzy terminy, kiedy to spotkanie mogłoby się odbyć. Oczywiście, jak przyjechaliśmy do Warszawy, zadzwoniłem na Hrad. Znowu, albo do Petra, albo do Saszy Vondry i mówię: „Lech wyznaczył trzy dni, kiedy on może. Teraz jest pytanie, czy Waszek może?”. Bo ja wcześniej miałem sygnał, że oczywiście, jeśli będzie taka potrzeba, to Waszek absolutnie przyleci i spotka się z Wałęsą. Sprawdzili to chyba w piętnaście minut. Po piętnastu minutach mówi: „Słuchaj, Waszek proponuje ten termin”. To ja tego samego dnia [zadzwoniłem] do Gdańska. Termin zarezerwowany. Potem były, oczywiście, służby państwowe włączone, wiadomo – tam prezydent, tutaj prawie prezydent. Tytularny, ale praktycznie, prezydent. Ale była to inicjatywa Solidarności Polsko- Czechosłowackiej. Z tamtej strony dostaliśmy informacje, że Waszek przyleci bezpośrednio helikopterem, siądzie tam po stronie czechosłowackiej na Snieżce.

Sprawdziliśmy, że po polskiej stronie też jest miejsce, więc załatwiliśmy, że i Wałęsa helikopterem poleci. Bo jak to – tamten [helikopterem], a ten, samochodem? Wiadomo, że zaraz by były znowu jakieś dyskusje. I są zdjęcia, jak stoją oba te wielkie helikoptery. Jeden, po jednej stronie, drugi, po drugiej stronie granicy. Była olbrzymia ilość ludzi. Wałęsa wysiada, idzie z nami, po drugiej stronie Waszek. I jest taka ilość ludzi, że oni próbują na siebie trafić. Chodzą, szukają się w tym tłumie. I nikt nie wie, gdzie, który jest. I kompletnie przypadkowo w końcu się odnajdują, spotykają. Wtedy to jeszcze było możliwe. Dzisiaj, to by to obstawili. A tu między tymi tłumami chodzili, szukali się i wreszcie trafili na siebie. Zjedliśmy obiad w schronisku, były też takie rozmowy, nie w cztery oczy, ale takie osobiste. Jest takie zdjęcie, gdzie obaj stoją i trzymają „V”. To tam [było zrobione]. Poleciałem potem do Pragi.

Oczywiście wcześniej uzgodniłem i z jednymi, i z drugimi, Sasa Vondra zawiózł mnie do letniej siedziby prezydentów, bo tam właśnie akurat był Waszek. To była taka siedziba letnia prezydentów jeszcze sprzed wojny. Ładny, duży pałac. Chwilę poczekałem z Sašą, bo jakaś delegacja zagraniczna była u Waszka. Jak skończyli, Waszek wyleciał i mnie uściskał –„Chodź, chodź. Będziemy gadać” . Idę, a tam u niego w mieszkaniu siedzi premier Čalfa , wicepremier, minister spraw zagranicznych Irka Dientsbier, Waszek, Sasza, to jest taki główny minister w zamku i ja. On z całym rządem i ja jeden z Polski. Jesteśmy w mieszkaniu, tym prywatnym, siedzimy i rozmawiamy o tym, że trzeba by było jakieś wspólne oświadczenie przygotować.

Rozmawiamy o tym, siedzimy w takim gronie. Ja siedzę z głównymi ludźmi [w państwie]: prezydentem, premierem, ministrem spraw zagranicznych. Ja sam w imieniu Wałęsy. Waszek mówi: „Słuchaj, ja napiszę to tak, jak ja to uważam. Ktoś to przetłumaczy. Jak Wałęsa będzie miał jakieś [uwagi] do tego, to uzgodnicie tylko. Przygotujesz to”. Mówię: „Dobra, tak robimy. A oświadczenie dla Wałęsy, będzie w języku polskim”. –„Dobra, niech będzie w polskim. Nie ma problemu ”. On to napisał, ja to zabrałem. Na wszelki wypadek z drugiej strony napisałem, którego dnia i gdzie było to napisane przez Havla. Przywiozłem do Polski, któryś z tłumaczy to przetłumaczył. Oczywiście duże zmiany były uzgodnione z Wałęsą. Ja to wszystko przygotowałem i uzgodniona wersja oświadczenia została podpisana w dwóch egzemplarzach. Podpisali: Lech Wałęsa, Vaclav Havel. Jeden egzemplarz zabrał Waszek. Drugi ja wziąłem, schowałem do teczki. Bo tak to by już zginął. I oczywiście, ten oryginał też jest w Ossolineum. W tym moim, że tak powiem, archiwum. Oryginał napisany ręcznie przez Havla i oryginał [uzgodnionego oświadczenia] podpisany przez nich. To jest pod moim nazwiskiem, bo byłem, można powiedzieć, twórcą tego [dokumentu]. I ja też miałem ten oryginał przez nich podpisany. Spotkanie się odbyło. Bardzo się polubili, co miało potem bardzo poważne konsekwencje w ich stosunkach wtedy, kiedy Czechosłowacja się rozpadła.

To dla Waszka była wielka tragedia osobista. Można to sobie wyobrazić. Przestał być prezydentem Czechosłowacji, a jeszcze nie był prezydentem Czech. To było dla niego trudne psychicznie, bo był przeciwny rozpadowi Czechosłowacji. I wówczas Wałęsa, to z jego inicjatywy było, zaprosił Havla na taki dwutygodniowy wypoczynek w Polsce. W pałacu prezydenckim w Otwocku. Żeby Waszek mógł sobie posiedzieć, napisać coś. Żeby mógł odpocząć. Prywatnie zaprosił go tutaj, do Polski. Waszek przyjechał i oczywiście telefon z ambasady od Marketki: „Waszek chce was zaprosić na piwo. Jest w Otwocku”. Zacząłem zbierać tych wszystkich ludzi, obdzwaniać wszystkich, Marketka do mnie dzwoni: „A może byś panią premier namówił, żeby przyjechała?”. Wtedy Hanka Suchocka była premierem, zadzwoniłem, mówię: „Haniu, może być z nami pojechała do Otwocka wiem, że on bardzo by chciał, żebyś przyjechała”. I pojechała tam z nami. Siedzieliśmy w tym pałacu bardzo długo i w bardzo fajnym towarzystwie. A najciekawsze z tego wszystkiego było, że już tak właściwe porwało się między nami i Wałęsą i ta grupa ludzi, która tam była w dużej części nie rozmawiała ze sobą od długiego czasu. Ale jak Havel przyjechał, to przyszedł Wałęsa i Adam Michnik, i Jacek Kuroń, i Janusz Onyszkiewicz z żoną i Hanka była. I rozmawiali po raz pierwszy po tych pyskówach różnych. Wałęsa bardzo długo z nami został i rozmawiał wtedy. Przełamały się lody i znowu katalizatorem był Waszek Havel. Ale jednocześnie myśmy nie dopuścili do takiego narośnięcia osobistych urazów i to po prostu, się przełamało. I to też była inicjatywa Solidarności Polsko-Czechosłowackiej. Więc było ileś tego typu dokonań.