Czuliśmy się mieszkańcami prowincji, zresztą bardzo dumnymi z tego, że to jest Lublin, bo trudno żeby człowiek wrażliwy, który mieszka w Lublinie, nie wyczuł tego czym jest to miasto. Jakim oddycha szczególnym oddechem, takich połączonych jak gdyby różnych płuc, różnego pochodzenia, różnych języków. Nawet pod względem jak gdyby ukształtowania do życia elitarnego to było miasto wspaniałe ponieważ były znakomite uczelnie. Była uczelnia katolicka, była uczelnia żydowska, były ośrodki myśli prawosławnej, byli Ukraińcy, byli Białorusini, byli ludzie najróżniejszego pochodzenia. Tego nie...
Fragmenty
Moja matka była Rosjanką. Ale nigdy w domu nie mówiło się po rosyjsku, bo trzeba pamiętać, że kiedy ja przyszłam na świat, to był okres wojny polsko-bolszewickiej. W ogóle to było miejsce po zaborach rosyjskich, czyli rosyjski był językiem niechętnie słyszanym, tak że ja nie pamiętam z dzieciństwa w ogóle żadnych rosyjskich nawet wyrażeń. Przypuszczam, że był taki układ w domu, że to tak ma być. Moja matka była prawosławna a cała rodzina była katolicka. Wszyscy byli ochrzczeni, zresztą z...
Byłam dziewczyną, która próbowała pisać wiersze, więc urok – jak gdyby samego nazwiska Czechowicza, także jego wiersze, był przemożny. Po prostu ten kto w Lublinie zaczynał pisać, nie mógł nie zetknąć się z nazwiskiem Czechowicza. W każdym razie u mnie był jakiś rodzaj właśnie uwielbienia dla Czechowicza.
Czechowicz był dla nas takim rodzajem symbolu poezji i oczywiście chcielibyśmy wtedy mieć z nim do czynienia, ale po prostu on nie miałby czasu, żeby do młodzieży odnosić się szczególnie blisko. Jednak nie odmawiał nigdy kiedy się do niego zwróciliśmy. Pamiętam, że jeden z moich pierwszych wierszy jakie napisałam, przekazano Czechowiczowi i on ten wiersz w jakiś sposób ocenił, w bardzo szczególny sposób, czym mnie bardzo zadziwił. Mianowicie, przy każdym wersie pisał „+” albo „-” co było dla mnie taką...
Znalazłam taki tomik Czechowicza z jego zdjęciami, zresztą bardzo źle opublikowanymi, ale zauważyłam, że on głównie fotografował te części Lublina, które są mniej okazałe, które są mniej piękne, mniej wspaniałe. Wskazują raczej na taką dziwność Lublina, na taką niezwykłość pewnych zakątków, na przykład takie pranie w rzece, kobieta pochylająca się nad rzeką – to nie jest takie typowe dla Lublina, to jest jak gdyby podlubelskie. Nie to, że on kochał tę architekturę, bo ją opisał w swoich wierszach, ciągle wspomina...
Z Jerzym Pleśniarowiczem byliśmy bardzo zaprzyjaźnieni. Łączyła nas oczywiście taka młodzieńcza skłonność do pisania wierszy. On był człowiekiem najbardziej wdrożonym już w sprawy poezji, najwięcej na ten temat wiedział, właściwie był tym pierwszym, który mówił o awangardzie, mówił właśnie o Czechowiczu. Nie pamiętam w którym roku, ale dużo wcześniej niż my wszyscy, zadebiutował w literaturze. Wydał tomik, który jest bardzo wyraźnie pisany pod znakiem Czechowicza. Jeśli chodzi o awangardę, o taką przebojowość, to on stara się iść jakby dalej niż...
Anna Kamieńska to jest ogromny kawał mojego życia. To była przyjaźń od początku, od czasów szkolnych aż do śmierci¼ Ona potem troszkę jakoś osłabła na skutek różnych okoliczności¼ Ja dużo jeździłam, dużo mieszkałam za granicą, a ona była bardzo pracowita¼ To była zupełnie nadzwyczajna osoba. W czasie okupacji niemieckiej, ja byłam wtedy kurierką AK, ona była osobą, która pracowała dla ludzi obok, prowadziła taki teatr dla dzieci, nie wiem czy wtedy był ten teatr, ale w każdym razie miejscu gdzie...
To był okres bardzo trudny, w ogóle wtedy Lublin był miejscem strasznie dramatycznym. Okres okupacji niemieckiej i cała ta dzielnica żydowska, to wszystko co się wtedy przeżywało¼ Ja zresztą muszę powiedzieć, że dosyć szybko starałam się z tego Lublina uciec. Nie dlatego, żebym go nie kochała, ale dlatego, że jakoś nie bardzo mogłam wytrzymać. Po tym strasznym wyczyszczeniu z tego co było w dużej mierze rdzeniem Lublina, wyjechałam do Warszawy na uniwersytet i już właściwie od tamtego czasu do Lublina...
Ja ukrywałam się u Anki w nadleśnictwie Świdnik, bo z Warszawy, gdzie chodziłam na uniwersytet, musiałam uciekać. Tam akurat do mojego domu przyszło gestapo, więc po prostu nie mogłam wrócić, ponieważ byłoby mnie najłatwiej tam znaleźć. Schroniłam się właśnie w tym nadleśnictwie. Tam spędziłam jakiś czas i w momencie, kiedy dowiedziałyśmy się, że wojska rosyjskie wchodzą już do tej części kraju, a właściwie zobaczyłyśmy jakiegoś człowieka o kałmuckim wyglądzie, który krążył wśród drzewek sadu, to nam uprzytomniło, że nagle wszystko...
Muszę powiedzieć, że moja pamięć osobista miesza się z relacjami, które już potem usłyszałam, tak jak często bywa we wspomnieniach, że właściwie trudno już rozróżnić co naprawdę człowiek sam przeżył, czego był świadkiem, a co zostało mu dopowiedziane. Ja oczywiście to bombardowanie pamiętam, ale na przykład nie pamiętam, gdzie ja je spędziłam, gdzie ja byłam, bo był przecież alarm przeciwlotniczy. W każdym razie pamiętam dobrze, że nie byłam w naszym mieszkaniu, tam za hotelem Europejskim. Tam właściwie dokonało się coś...
To bardzo bliska mi rodzina. Po pierwsze pamiętam pana Magierskiego, który przyjaźnił się z moim bratem i który był osobą ogromnie szanowaną w Lublinie. To człowiek, który był absolutnej szlachetności, podobnie jak jego żona. Oboje pracowali w konspiracji, było wiadomo że tam są. To był taki obywatel miasta Lublina, w najlepszym sensie. Nie mieszczuch lubelski, tylko świadomy, światły człowiek, który zajmuje się także kulturą. Był dosyć zamożny, o ile wiem, mieli bardzo znany sklep, pamiętam nawet gdzie ten sklep był...
Ziółkowskiego pamiętam fantastycznie. Jest taki wspaniały portret zrobiony przez mojego brata Ziółkowskiemu, troszkę taki demoniczny. On tak gdzieś z dołu patrzy, taka długa twarz. To był człowiek, który nie miał żadnych potrzeb osobistych. W ogóle nie istniały. Prawdopodobnie gdyby nie musiał się ubierać, to wkładałby cokolwiek na siebie, chyba samą koszulę, i tak by chodził. Przychodził czasem do mojej siostry, przychodził czasem do mojego brata, żeby coś zjeść na przykład. Albo przychodził do Edwarda i pytał: "panie Edwardzie, czy ja...
Był człowiekiem wykształconym, który sam czytał i był świadomy tego co robi, i na pewno ta szkoła austriacka wpłynęła bardzo na to, że w ogóle poznał nie tylko techniki fotograficzne, ale poznał fotografikę światową. To mu ogromnie ułatwiło wejście, jeśli tak można nazwać, na rynek europejski, bo niewątpliwie on się znalazł na tym rynku nagrody międzynarodowej. Stał się znanym fotografikiem. Nawet w pewnym momencie należał do tych 10 najwybitniejszych fotografików świata, co naprawdę jest dosyć rzadkie. On utrwalił Lublin, ten...
Łobodowski był w rozgłośni madryckiej, antykomunistycznej. Mój brat wyjechał na jakieś zaproszenie do Madrytu. W hotelu zadzwoniono do niego z dołu, że jakiś pan chciałby się z panem widzieć ale chciałby przedtem się pana o coś zapytać przez telefon. I w telefonie odezwał się głos od dawna mu nie słyszany – Łobodowskiego, i mówi: "panie Edwardzie, ja bym strasznie się chciał z panem zobaczyć, ale może pan się boi ze mną spotkać, może pan jest śledzony, a może ja jestem...
Ja bardzo często chodziłam do tej biblioteki i najśmieszniejsze jest to, że ja zawsze tam prosiłam o takie książki, które budziły zdumienie bibliotekarki. Mianowicie, pamiętam że ona była zdumiona jak ja raz poprosiłam o dzieła Marksa, to było w czasie okupacji niemieckiej, więc wyglądało to dosyć rewolucyjne. Oczywiście nic z tego nie zrozumiałam i ja to oddałam, ale korzystałam z tego. Ja tam często bywałam. Biblioteka była na ulicy Narutowicza.
Do teatru chodziliśmy często, ponieważ mój ojciec fotografował przedstawienia teatralne, więc znaliśmy wielu tamtejszych aktorów. Muszę powiedzieć, że specjalnie się wtedy teatrem nie interesowałam, ale chodziłam zawsze na wszystkie przedstawienia, na które można było chodzić, i pamiętam, że lubelski teatr był czynny. Mnie się przynajmniej wtedy wydawało, że on odgrywa jakąś rolę.
Ja mieszkałam w samym śródmieściu. Pierwsze nasze mieszkanie było na Staszica. Potem było za hotelem Europejskim, czyli samo centrum, a potem na Narutowicza – też bardzo blisko. Właściwie ja się obracałam głównie tam, jako uczennica, bo właściwie to mój okres pobytu w Lublinie i krótki okres okupacji, dlatego że ja wyjechałam dosyć szybko. Wyjechałam na tak zwaną kondycję – to znaczy ja uczyłam na wsi, w majątku Stróża państwa Szczepańskich. Trzy ich córeczki uczyłam na różnym poziomie i tam spędziłam...
Odradzanie się życia literackiego w Lublinie Wróciłam do Lublina w okresie kiedy weszły wojska rosyjskie. Wtedy było aresztowanie mojego brata, a jednocześnie taki bardzo dramatyczny moment, bo równocześnie coś się działo w tym Lublinie. Zaczęło się zawiązywać życie literackie. Pamiętam, że tutaj była taka grupka młodych pisarzy, właściwie bardzo jeszcze nie wprawnych, którzy zaledwie debiutowali gdzieś, albo i jeszcze nie. Jednym z tych pisarzy był Jacek [???], była Anna Kamieńska przede wszystkim, potem Jerzy Pleśniarowicz, i to chyba wszyscy z...
Właściwie to było pustkowie, w dzielnicy żydowskiej była pustynia, właściwie tutaj to się już mało docierało. Ja bardzo rzadko tutaj bywałam w czasie okupacji po zniszczeniach tych jakie były. Atmosfera w Lublinie nie była przyjemna. Muszę powiedzieć, że to był trudny bardzo okres, bo ludzie byli bardzo zagubieni, nikt nie uważał, że to rozwiązanie jakie nastąpiło, jest rozwiązaniem szczęśliwym dla kogokolwiek, tak że patrzono z niechęcią na wojska, na żołnierzy rosyjskich. Z drugiej strony było wiadomo, że oni jakiś czas...
Kilka miesięcy chodziłam na KUL i wtedy wykładał tam Parandowski i inni profesorowie, a potem, ponieważ Uniwersytet Warszawski przeniósł się do Krakowa, ten podziemny, więc ja wyjechałam do Krakowa za Uniwersytetem Warszawskim. Potem z Krakowa przeniosłam się do Łodzi, gdzie było centrum życia literackiego, bo tam były wszystkie wydawnictwa, tam wychodziły pisma, tam pracowałam, tam zarabiałam i tam zaczęłam tłumaczyć na francuski. I tu się już ten okres lubelski kończy.