Tu jest kirkut, tutaj biegła ulica Kalinowszczyzna, tu odchodziła ulica Floriańska. Nawet nie było z tej strony chodnika, tylko był mur kirkuta. A tu kirkut się łączył, tu był maleńki chodniczek. Floriańska dalej biegła w tą stronę. Tutaj Gontarz, niedoszły ksiądz, miał młyn i kaszarnie. To też mało kto wie. Znam tych Gonatarzy, bo z Poldkiem, Apoloniuszem Gontarzem, chodziłem do jednej klasy szkoły podstawowej numer 23 w salezjanach. Gontarz był dwukrotnie żonaty. Z pierwszego małżeństwa miał trzech synów - Apoloniusza,...
Fragmenty Relacji ze słowem kluczowym "dwudziestolecie międzywojenne"
Okres przedwojenny był okresem kłopotów. 1934 rok - śmierć matki. Przed śmiercią, w związku z chorobą na gruźlicę, cały szereg kłopotów w mieszkaniu, w domu, na Gminnej, gdzie mieszkaliśmy. Nie bardzo można radośnie przeżywać świat, jeżeli tutaj cały czas obchodzimy obok matki dogorywającej. Potem z kolei chwile radości, bo ojciec bierze drugą żonę. Najbardziej wspominam chwile pogrzebu matki, na naszym cmentarzu. Przy czym pamiętam najbardziej jak ojciec płakał nad trumną składaną do grobu. A ja co robiłem? Podbiegłem do ojca,...
Urodziłam się bardzo dawno, bo przed wojną, 26 września 1931 roku w Pińsku na Polesiu - na dawnym polskim Polesiu, które zasłynęło w piosence chóru „Dana”- Polesia Czar. Te pińskie błota, to one rzeczywiście były na terenach pozamiejskich, ale miasta, to były normalne. Miasteczko Pińsk było nieduże, 35 tysięcy mieszkańców. Nie było kanalizacji, nie było wodociągów. Własna studzienka, własne szambo czy jakiś taki dół do odlewania, ale to są już takie gospodarcze sprawy. Mieszkałam w domu wielopokoleniowym Czerkaszynów - to...
Ojciec pracował jako przodownik policji na ulicy Lubartowskiej, później na Zielonej. Mama nie pracowała. W [19]37 roku urodził się mój brat. Do [193]7 byłam sama, byłam oczkiem w głowie. Rodzice bardzo się kochali. Miałam dom wspaniały, przepełniony miłością, radością. Rodzice pobudowali dom. Ojciec mamy pomagał przy tym. Na ulicy Drobnej 56 mieliśmy domek i tysiąc metrów placu. Był to okres mojej wielkiej radości, dumy. Ojciec mnie kochał, wszędzie z ojcem chodziłam. Mama, jak urodziła syna, mojego brata, to zachorowała. Leżała...
Dom rodzinny przy ulicy Drobnej 56 w Lublinie - Janina Kaniewska - fragment relacji świadka historii
Najpierw mieszkaliśmy w wynajętym mieszkaniu, a później jak ojciec kupił działkę, wybudował dom, murowany, to już mieszkaliśmy od [19]34 roku w swoim domu, na ulicy Drobnej. Mieszkaliśmy naprzeciw cegielni. Taki był komin olbrzymi, taki znak rozpoznawczy. [Ulica] Drobna – Wieniawską w dół się szło i [potem] do góry. Taki był dom policyjny, szkoła policyjna duża. I za tym domem [biegła ta ulica]. Ojciec też uczył się w tej szkole. Kocie łby były. Okropne kocie łby. Trudno się chodziło. Nie było...
Tutaj [na fotografii] widać, że mam wózeczek, śpiąca lalka, która mówiła: „mama”. Miałam – to się nazywało sorso – taką grę. To się tak rzucało i łapało te kółka. Miałam kota i pieska. Miałam koleżanki, które przychodziły do mnie, bawiłyśmy się. Przepiękne miałam zabawki! Miałam [ich] mnóstwo. Miałam wózek ze śpiąca lalką, miałam sorso. Miałam piłki różne kolorowe. Duże, małe. Takie jabłuszko, piłeczka- jabłuszko. I grałyśmy w klasy. [Z książek dla dzieci to] „Cud bajeczki” były. Lubiłam czytać. Jeśli były...
Do szkoły poszłam do „ćwiczeniówki”. Tam teraz jest archiwum, z lewej strony katedry. To była Szkoła Ćwiczeń. Ktoś mnie zaprowadzał, już nie pamiętam, czy to ciotka, czy ta pani, co u nas była [do pomocy]. Może tata czasem, bo też na zmiany pracował. W każdym razie mama nigdy. Mało pamiętam drogę do szkoły. Ja chodziłam tylko [19]37-38. Dwa lata chodziłam. I do trzeciej klasy już chodziłam w Bychawce, nawet niecałe, od półrocza gdzieś. Też piękna szkoła, budynek piękny. I tam...
projekt Archiwum Historii Mówionej - opracowanie i udostępnienie online najcenniejszych zasobów Okres przed wybuchem II wojny światowej i wrześniowe bombardowania Lublina Ja byłam chroniona widocznie. Rodzice nie rozmawiali o tym, że może być wojna. Tylko wiedziałam, że jakieś zapasy tatuś robi. Ale nie kojarzyło mi się to z jakimś niepokojem wojennym, nie. [Ojciec o nadchodzącej wojnie] wiedział. Widocznie w policji wiedzieli wcześniej. Może na miesiąc. A ja jeszcze w lipcu byłam na kolonii policyjnej w Adamowie. Nawet mam listy, jak...
Takie opowiadania miały miejsce, ale ludzie z tego się śmieli, że to jest nieprawda. Opowiadali, że dziecko kładli do beczki, gwoździe były, no i taczali. To nonsens. Naturalnie nikt w to nie wierzył. Może ci z tych narodowych radykalnych tak, ale nie my. Straszono dzieci, ale nas nie wystraszono, bo żeśmy się kolegowali z nimi.
Te hale, które stoją były postawione przed wojną. Inicjatorem postawienia tych hal był mój dziadek Caruk, będąc burmistrzem Janowa, wtedy było miasto. Pierwotnie były drewniane, ale w 1916 roku spaliły się, był wielki pożar w Janowie. Ten rynek był brukowany, tak zwane kocie łby, nie było wtedy asfaltu. Hala targowa taka jak jest dzisiaj, w tej formie była i jest, z tym że było więcej takich sklepików. Połowa to były sklepy chrześcijańskie, połowa sklepy żydowskie. Był wielki sklep naprzeciwko tam,...
Mieszkaliśmy razem z nimi, bawiliśmy się razem z nimi, jako dzieci. Chodziliśmy do szkoły pierwotnie jeszcze z Żydami, do szkoły podstawowej, powszechnej. Później zabroniono Żydom chodzić do szkoły, już nie było ich w szkole. Ale ja z nimi się jeszcze bawiłem. Niemcy jakoś tolerowali, przed zorganizowaniem getta ci Żydzi i ich rodzice i te dzieci były wolne i tutaj mieszkali. Jeszcze jak obchodzili święta, to część dachu była podnoszona. Ja pamiętam to wszystko, takie mieli religijne swoje przekonania. W moim...
udostępnienie online najcenniejszych zasobów, len, konopie, obróbka lnu, międlenie, wspomnienia z dzieciństwa, prządki, suszki, głowacze „To był piękny moment, lubiłam to” Tata przygotowywał palenisko na zboczu wąwozu i rusztowanie do suszenia konopi, wysuszonych, na słońcu, rozsielanych na ściernisku czy trawie. Najpierw, to się nazywało roszenie, rozścielało się po wymłóceniu takimi pasami jeden przy drugim i padał na to deszcz, świeciło słońce, i one tak kruszały. A len, to się jeszcze moczyło w takich snopkach. W około ogniska było rusztowanie, o...
Słomienik, to taka wielka beczka ze słomy upleciona, i z lipowego łyka, lipowym łykiem była wiązana. Tylko nie wiem, jak była ta słoma, czy była układana, czy to był warkocz pleciony, to tego nie wiem. A później łączone było to łykiem, i tak coraz wyżej. Ja narysowałam taki słomienik wielki - był taki wielki, że ja tylko tak dostawałam, takie wielkie beki były. A słomieniaki, to były buty ze słomy na wielkie mrozy, i do środka się wkładało jeszcze wiecheć...
Książki miałem zawsze i rodzice mnie ciągle popychali: „Czytaj, czytaj, czytaj”. Zabawek miałem bardzo mało. Wtedy nie było tak jak dzisiaj rozpowszechnione to, aby mieć całe kosze zabawek. Moimi zabawkami to był kawałek deski, młotek i gwoździe, i wbijałem gwoździe w deski. Bardzo to lubiłem robić. Dziadek Caruk kupił mi harmonijkę, którą miałem, ale nie potrafiłem grać, bo nie umiem grać. Tą harmonijkę podarowałem mojemu koledze Abramowi, to kolega Żyd. Ja miałem koleżanki i kolegów, Abram, Gitla, Perla, którą spotkałem...
Mama urodzona w 1912 roku, córka Jana, miała jeszcze brata Zygmunta, który był moim wujkiem, zginął na wojnie w trzydziestym dziewiątym i drugiego brata Benedykta. Młodszy był, o wiele młodszy. Chyba w dwudziestym roku urodzony. Wszyscy już nie żyją. On się ożenił po wojnie drugiej światowej. Był związany z Armią Krajową, później na skutek ratowania się, że tak powiem, to była jedyna droga, wstąpił do armii, którą organizował tutaj generał Świerczewski na terenie wschodnim. I walczył pod Budziszynem, w Pradze...
Jeśli chodzi o stronę ojca, zacznijmy od tego, to pamiętam dziadka, to znaczy mojego ojca ojca. Antoni miał na imię. Jego rodzina wywodziła się z Litwy. Pierwszymi tam byli Klimkiewicze, sama już nazwa „-icz”, Klimkiewicz, to już tutaj te wpływy litewskie były. I ten dziadek Antoni, ojciec mojego ojca, pracował w stadninie koni, która została założona w Janowie przez władze zaboru w 1816 roku. On pracował, jako młody chłopak wtedy jeszcze, tam objeżdżał te konie, masztalerzem był. I na skutek...
Granica była przesunięta, jak wiadomo wszystkim, wtedy na wschód. Rzeka Bug była niemal w środku naszego kraju. Wtedy w niedzielę chodziło się nad rzekę Bug do kąpieli, ale nie z uwagi na higienę osobistą, tylko o tak sobie popływać, porozmawiać ze znajomymi, tam były takie spotkania towarzyskie. I miejscem szczególnym było takie przejście promu zaraz za obecnym majątkiem Wygoda, gdzie jest stadnina koni. Ten prom łączył lewą stronę z prawą stroną Bugu we wsi Wieliczkowicze. I ja bardzo chciałem sobie...
Pszocha, to z gryczanej mąki się robiło pszochę. To też nie lubiłam, bo mama mnie zagoniła, żebym mieszała, żeby się nie przypaliło. Stawiała brytfankę na kuchni i mąkę tą gryczaną wsypywała, i ja musiałam tak mieszać, żeby się nie przypaliło. Długo, to się długo grzebało, bo to było dużo. Uprażona była, i później się wodą zalewało, a później mama jeszcze jakoś, nie wiem, unowocześniła, uzdatniła ją, bo jeszcze kartofle w kostkę gotowała, i jak już te kartofle były w kostkę...
Hulali do jedenastej czy do dziesiątej, czy do dwunastej, i szli do domu gospodarze, no bo musieli tam poobrabiać. Rano ponakarmiali chudobę, to też chudoba mówiło się, i przychodzili, jak słońce już wschodziło, to już wszyscy przychodzili z powrotem. Tylko tego też już nie wiem, czy chodzili swatowie, chyba już nie, chyba nie chodzili już, już każdy wracał sam rano. I to nie nazywało się śniadanie, tylko obiad, a to było takie wczesne śniadanie właśnie. No i tu było najweselej...
W 1939 roku ojciec poszedł na wojnę - no i ta żyłka kawalerzysty została u niego. Zresztą on przed wojną też był koniarz, bo po wszystkich jarmarkach jeździł w tych okolicznych miejscowościach. W poniedziałek w Grabowcu był zawsze jarmark, koński jarmark, i ojciec jeździł. Jednego poniedziałku kupił konia, na drugi sprzedał, kupił nowego, i zawsze coś tam zarobił na tym, po prostu handlował końmi. No i w 1939 roku ten jego, nie wiem, pułk czy tam co, rozbroili, bo on...