Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Teatr NN

Trauma rodziców po przeżyciach okupacyjnych - Judith Maier - fragment relacji świadka historii z 10 grudnia 2006

poszukiwaniu Lubliniaków. Izrael 2006, Izrael, okres powojenny, trauma rodziców, proces Eichmanna, zeznania rodziców Trauma rodziców po przeżyciach wojennych Rodzice często rozmawiali między sobą, jak ja się zbliżyłam, to [słyszałam]: – Szsz...

Cicho, cicho. Dziecko, dziecko. To znaczy przestawali na ten temat mówić. Ale po nocach moim rodzicom śniło się to, co przeżywali, i okropnie krzyczeli. I matka, i ojciec. Były potworne krzyki. I jak ja się pytałam, co się stało, to zawsze mówili: – Ach, tacie śnił się niedobry sen. Albo jak mama krzyczała w nocy, [pytałam]: – Tato.

Co się stało? – Mama coś śniła niedobrego. We śnie im to wszystko powracało, ale nie chcieli wcale opowiadać i ja faktycznie się dziwiłam. Nawet już po przyjeździe tu, do Izraela, cały czas krzyczeli przez sen i ja nie wiedziałam, o co chodzi. Zawsze się martwiłam, zawsze się bałam o moich rodziców, bałam się, że coś złego im się stanie. [Było tak] aż do procesu Eichmanna, gdzie mój ojciec [miał] zeznawać, miał być świadkiem. Wtedy przychodzili [dziennikarze] na wywiady do rodziców i dopiero wtedy zrozumiałam, dlaczego były te krzyki, bo w tych wywiadach opowiadali swoje przeżycia wojenne. Ale już wtedy miałam czternaście lat, to już rodzice nie mogli [uniknąć] tego, żebym ja się dowiedziała o tym.

Na procesie Eichmanna mój ojciec nie zeznawał, bo dostał ataku serca – lekarze mu zabronili. Ale to, co zeznawał [wcześniej], było w sądzie czytane. Potem, w [19]65 roku jechałam z ojcem do Niemiec – ojciec był świadkiem na procesie [Wolfganga] Mohwinkela, który był dowódcą obozu [przy] Lipowej 7 w Lublinie, gdzie mój ojciec był od [19]40 roku aż do [19]43, kiedy uciekł i dołączył do partyzantki w parczewskich lasach. Moja mama zeznawała trzy razy w Niemczech – na procesie doktora Sturma, [na] którym ja z nią byłam, potem na procesie [Hermanna] Worthoffa i na procesie trzech dowódców Ukraińców w Lublinie.

Moja mama pamiętała wszystko. Pamiętała daty, pamiętała nazwiska, pamiętała ulice, pamiętała dokładnie, kiedy wszystkie akcje były, pamiętała okrutne czyny tych zbrodniarzy. Na procesie, [na którym] byłam z mamą w Wiesbaden – to było w [19]71 roku – było dziesięciu obrońców doktora Sturma, tego przestępcy, i próbowali po prostu mamę pomylić. Zadawali pytania, nawet nie dali jej skończyć, jeden rzucał pytanie, drugi rzucał pytanie: A skąd Pani pamięta? A Pani jest pewna? A może było inaczej? A może Pani nie wie? W czasie jednego takiego pytania [mama] powiedziała: – Ja to dokładnie pamiętam, bo to było w dniu urodzin Hitlera. I wtedy oni po prostu tak się zdziwili. I w jednym momencie mama wstała – chociaż mówiła płynnie po niemiecku, nie chciała zeznawać po niemiecku, zeznawała po polsku i był tłumacz – i powiedziała po niemiecku, takim dobrym niemieckim: – Dlaczego wy tak mnie molestujecie? Sąd nie jest przeciwko mnie. Sąd jest przeciwko zbrodniarzowi.

Jak długo będziecie krzyczeli i próbowali [sprawić], żebym się pomyliła? Ja się nie pomylę, bo to wszystko jest tak wryte u mnie w pamięci, że ja tego nigdy nie zapomnę, aż do dnia śmierci. Wtedy sędzia poprosił, żeby troszeczkę się uspokoili.

To ja pamiętam. Pamiętam jeszcze jedną rzecz. Sala była pusta, byłam tylko ja i jeszcze młoda trzydziestoparoletnia Niemka z dziewczynką małą. Ja cały czas myślałam, kto to jest ta kobieta? Na pewno córka tego zbrodniarza. Doktor Sturm był dowódcą Lublina i okolicy. Ja byłam bardzo zła na tę kobietę. Dlaczego ona przyszła? Może przyszła, żeby podtrzymać ojca na duchu. Ale to tak mnie dziwiło. W jednym momencie ona przyszła do mnie, przedstawiła się i powiedziała, że jest z Wiesbaden, przyprowadziła córkę, zwolniła ją na parę dni ze szkoły i chciała, żeby córka się dowiedziała o tych okrucieństwach, które Niemcy robili w czasie wojny.

Mnie to bardzo zdziwiło, ale fakt był taki. To była zwykła mieszkanka Wiesbaden. Ja sobie tak pomyślałam – czy to nie jest za wcześnie dla tej dziewczynki, żeby słyszała takie okropne rzeczy? Ale z drugiej strony – czy to nie było okropne, żebym ja jako dziecko przeżywała te wszystkie rzeczy?