Gruźliczanka - Elżbieta Kowalik-Sposób - fragment relacji świadka historii z 28 września 2017
Przy Alei Tysiąclecia, gdzie są stoiska targowe z kwiatami, tam stały wózki saturatorowe. Najlepsza woda pod słońcem, nazywana popularnie gruźliczanką. A dlaczego tak się to nazywało? Bo to z higieną nie miało nic wspólnego. Jak ktoś brał taką szklankę z wodą sodową i wypijał, to ta szklanka była dwiema kroplami opłukana i oddawana z powrotem. Ta woda oczywiście sobie krążyła i komuś innemu była sprzedawana. I tylko było zapytanie: „Z sokiem czy bez soku?”. Ja oczywiście bez soku, jako że słodkich rzeczy nie spożywam. „Jedna czy dwie?”, „Jedna na razie.” I piło się tę wodę. Była pyszna. A jak pojechałam do Warszawy, to były takie automaty z wodą sodową – w Lublinie jeszcze tego nie było. Byłam bardzo zdziwiona, że tam już są automaty, a u nas jeszcze krążyły saturatory. Tego już nikt chyba nie zobaczy, nie uświadczy.