Rodzice nazywali się Jan i Waleria [Iberszerowie]. Miałem pięcioro rodzeństwa. Nas było sześcioro, czyli miałem dwie siostry i nas było czterech chłopaków. Najpierw była Sabina, potem był Edward, potem Stanisław, potem była Janina, potem był Czesław i ostatni Witold. Robiłem poszukiwania w Warszawie i okazało się, że ojciec prawdopodobnie pochodził z Alzacji i Lotaryngii. Dostałem dokumenty, że był chrzczony w parafii Świętej Barbary. Tym dokumentem podzieliłem się z innymi członkami rodziny we Wrocławiu, Kazimierzu i Lublinie. Matka pochodziła z rodziny...
Fragmenty Relacji ze słowem kluczowym "praca kowala"
Ojciec był kowalem. Pracował w Fabryce Maszyn Rolniczych. Cały czas pracował, z tym, że nie był to ciąg pracy, bo właściciel tej fabryki, Niemiec, który przed wojną tą fabrykę otworzył [pracę dawał] wtedy, kiedy się robiło te maszyny. Z chwilą, gdy te maszyny zostały wyprzedane, no to była praca, a jak te maszyny stały i czekały na kupca, to już robotnicy nie mieli pracy. Byli na tak zwanym „bezpłatnym”. Mając pięcioro dzieci i bezpłatny urlop... Nie było pracy i nie...
W tym miejscu, gdzie żeśmy mieszkali to był jeszcze tak zwany dozorca, który dbał o porządek w tej całej posesji, to znaczy chodziło o zamiatanie całej ulicy, żeby był porządek, bo konie brudziły normalnie. To w pewnym momencie dowiedziałem się, byłem pętakiem, że jego zabrali do szpitala. Jak się później okazało zachorował na tyfus, no i przy okazji prawdopodobnie i ja zachorowałem. Tylko, że ja miałem całkiem lepszą opiekę jak on. Tak że on zginął, a czworo dzieci miał, to...
Do [19]44 mieszkaliśmy na Łęczyńskiej i jak Rosjanie byli blisko, bo granica przesuwała się i pierwsze bombardowanie, dokładnie nie wiem, ale gdzieś miedzy dziesiątym a dwunastym maja, Lublin był bombardowany przez Rosjan. To ojciec zorientował się, to nas wysłał na wieś do Kijan, ponieważ było większe bezpieczeństwo. Większe, bo nie było na wsi bombardowań. A sam podjął się pracy w kowalstwie i prowadził warsztat kowalski. Co robił? Kiedyś były modne dorożki, podkuwał konie. No i cały transport w zasadzie był...
Tata pracował w fabryce Plagego i Laśkiewicza - Andrzej Kilarski - fragment relacji świadka historii
Do fabryki nie można było [wejść]. Ale! W czasie śniadań, bo były śniadania, przerwy tak zwane, na ulicy Męczenników Majdanka po lewej i prawej stronie były rowy, ponieważ to była droga dojazdowa do Chełma, do Zamościa i tak dalej, rowy kiedyś były i robotnicy wychodzili sobie z fabryki, siadali i jadali śniadanie na tych [rowach]. Z tym, że ja chodziłem na śniadania z mamą, bo mama przynosiła ojcu śniadanie. Nie wiem, ile godzin pracowali, ale na pewno już osiem, bo...