Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Teatr NN

Pożegnania i wyjazd z Polski w 1968 roku - Ryszard Weiler - fragment relacji świadka historii z 24 listopada 2006

Ze studiów jacyś koledzy przyszli na dworzec w Lublinie, mimo że godzina [odjazdu] była niedobra, bo pociąg odjeżdżał o szóstej pięćdziesiąt rano, to nie jest [dobra] pora. No, ale byli tacy bliżsi znajomi. A w samej Warszawie jeszcze parę osób, ale niedużo, trochę znajomych rodziców, ale bardzo niewielu.

Przyjechałem normalnie do Warszawy i z Warszawy [wyjeżdżałem] pociągiem z Dworca Gdańskiego. To był taki bardzo smutny moment, bo tam się rozstawały rodziny. I wiadomo, wtedy wyglądało [to tak], że to było rozstanie na całe życie. Nie wyglądało na to, że będzie tak jak teraz, że można się [będzie] spotkać i przyjechać, i tak dalej. To było wtedy w zasadzie na całe życie, tak że to było bardzo smutne.

Nikt dobrze nie wiedział, co wolno, czego nie wolno. Pamiętam, że miałem taki wianek grzybów – ktoś mi dał w ostatniej chwili na dworcu. I się okazało, że tego też nie wolno. Miałem na przykład jeden aparat fotograficzny, wiedziałem, że wolno, „Zorki” wtedy się miało, ale był ze mną w przedziale jeden [mężczyzna], potem się okazało, że był profesorem na Technionie, później ja u niego pracowałem trochę, i on miał więcej tych aparatów. No, to tam trochę na sprzedaż czy na prezenty, nie wiem.

No i przyszedł celnik i pyta: – Czy ktoś ma tutaj grzyby? Ja na razie siedzę cicho i nic nie mówię. Nie wiem, dlaczego tego nie wolno było wywozić. A ten profesor mówi: – Nie. Nie ma. To on mówi za siebie, on nie ma. Jak celnik pyta: – Czy ktoś ma więcej niż jeden aparat? to ja głośno krzyczę: – Nie. Nie ma. Bo ja miałem tylko jeden. Nie otwierali walizek, więcej się tym nie interesowali. Ale sam moment wyjazdu był bardzo smutny. Wtedy też wyjeżdżała, zdaje się dzień wcześniej czy dzień później, Ida Kamińska.

Jak wyjeżdżałem, to było dokładnie parę dni po najeździe na Czechosłowację. Akurat trochę wcześniej byłem we Wrocławiu, jeszcze nie czytałem rano gazety i nagle zobaczyłem te samoloty. Hałas, dziesiątki samolotów lecą, wtedy jeszcze nikt nie wiedział, o co chodzi, to był właśnie ten najazd na Czechosłowację. Bardzo niedobre wrażenie mam z tego [wydarzenia]. Jak przejeżdżaliśmy przez Czechosłowację, wchodzili żołnierze radzieccy z karabinami, to tak groźnie wyglądało, ja od razu widziałem te wszystkie filmy wojenne różne, które jako dziecko oglądałem. Ale oprócz tego, że groźnie wyglądało, nic specjalnego nie było tam, przechodzili, kontrolowali i tak dalej.

Pojechałem pociągiem z Warszawy do Wiednia. Bilet do Wiednia trzeba było sobie wcześniej kupić samemu, a z Wiednia dalej to już tutaj się zajmowali, to już nie było moje zmartwienie. Chociaż bardzo głupio to rozegrałem, bo jak przyjechaliśmy do Wiednia, samolot był raz na tydzień, następny miał być dopiero za tydzień. Ale było blisko świąt i wtedy był jakiś dodatkowy, to pytali nas, czy my chcemy [lecieć] już. Ja w mojej wielkiej mądrości powiedziałam, że tak. Pierwszy raz w życiu byłem przecież poza Polską, mogłem sobie tydzień czasu pobyć w Wiedniu, nie na swój koszt, znaczy może w końcu trzeba było to zwracać, już nie wiem, ale w każdym razie [mogłem] tydzień pobyć w Wiedniu. Pierwszy raz w życiu byłem poza granicami Polski. Nie, spieszyło mi się, [żeby] od razu polecieć. Później zanim pierwszy raz pojechałem za granicę, zebrało się parę lat.