Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Teatr NN

Życiorys - Halina Chamerska - fragment relacji świadka historii z 18 marca 2004

Urodziłam się w Płocku w dwudziestym drugim roku, i potem, ponieważ ojciec był oficerem piechoty, to nas ciągle przenosili do różnych miejscowości, no więc w Lublinie to dopiero zaczęliśmy mieszkać na jesieni 38 roku i to było najpierw na Poniatowskiego 8 w takiej willi, bo to było takie osiedle oficerskie, tam Lisa-Kuli, Poniatowskiego, Junoszy, taki czworokąt i tam w jednym z domków zamieszkaliśmy – do wojny. Całą okupację spędziłam w Lublinie i dlatego Lublina nie lubię. Po wojnie wyjechałam do Warszawy i tam 50 lat mieszkałam i dopiero jak zaczęłam bardzo chorować, to porozumiałam się z siostrą, bo to mieszkanie jest siostry mojej młodszej o dwa lata, no i wtedy sprzedałam kawalerkę w Warszawie i się przeniosłam tutaj i już 4 lata mieszkam w Lublinie, ale nie lubię Lublina.

O dzieciństwie – to już jest bardzo dawno i raczej chyba o szkołach opowiem, bo dzieciństwo to było takie urywane – coraz to w innym mieście, a to Toruń, a to Lida, a to tam coś jeszcze – już mam mało wspomnień, bo byłam właśnie dosyć mała.

Zaczęłam chodzić do szkoły w Wejherowie no i tam byłam 3 lata, potem 4 lata w Suwałkach w gimnazjum, a potem tylko rok przed maturą i matura w Lublinie Także tak to wygląda ten mój życiorys.

W [Lublinie byłam] od września 38 do końca okupacji do 44 roku, a potem jeszcze w Lublinie – dwa lata KUL-u 44-46, a potem już Warszawa. Z tym, że tutaj w dalszym ciągu miałam koleżanki, między innymi Danka Riabininowa, z którymi miałam kontakt – jak one przyjeżdżały do Warszawy, to ja mniej więcej wiedziałam co się w tym Lublinie dzieje. Długie lata w Warszawie nie miałam mieszkania, bo to były przecież lata tuż powojenne. Mieszkałam w różnych kołchozowych mieszkaniach, i dopiero gdzieś w roku chyba 55 dostałam kawalerkę i zaczęłam mieszkać jak człowiek. No ale potem właśnie sprzedałam to mieszkanie i przyjechałam tu.

Co tu jeszcze ciekawego takiego? No, normalne życie w Warszawie to było oczywiście o wiele bardziej ożywione niż w Lublinie, bo człowiek latał do STS-u, do różnych teatrów, do innych też. Na koncerty do filharmonii. Tam jakoś życie umysłowe, wydaje mi się tak przynajmniej, było o wiele bardziej ożywione niż tu w Lublinie. No, oczywiście Lublin, jak mówię, to był rok przed okupacją i potem okupacja, więc nie mogło być nic, no a później w czasie okupacji jak pracowałam w Bibliotece Łopacińskich, to też były te tajne koncerty w prywatnych mieszkaniach, ale to rzadko i niewiele tego było. A w Warszawie jakoś, no czułam że żyję, jeśli chodzi o to życie umysłowe.

Wcześniej, w czasie wojny ojciec się dostał do oflagu i przez te 6 lat tam był. Wrócił do Polski, gdzie go potem UB szykanowało, wrócił do Polski zresztą bez zębów, bo szkorbut w oflagu tym gdzie ojciec był panował, no więc... i nie mógł dostać żadnej pracy jak tu wrócił, no bo oficer zawodowy, Legiony, Piłsudski i tak dalej, więc nie mógł dostać przez dłuższy czas pracy, w końcu dostał pracę w Zarządzie Miejskim w dziale kanalizacji, bo tam był inżynier, który się nie bał zatrudnić przedwojennego oficera. No i tak to było – mieszkaliśmy na tej Poniatowskiego do wojny i w czasie okupacji, a po wojnie siostra wyszła za mąż za inżyniera rolnika i wyjechała poza Lublin, a mama z młodszym naszym bratem została w Lublinie. No i dopiero później, później, jak siostra wróciła do Lublina to to mieszkanie dostali. Bo to mieszkanie jest na 5 osób, bo siostra wyszła za mąż, miała troje dzieci, także tu są 4 pokoje na tą dużą rodzinę. No ale mąż siostry umarł, dzieci się wyprowadziły do swoich mieszkań i teraz mieszkamy z siostrą we dwie w czterech pokojach, co jest dla nas za dużo, ale nie chcemy się wyprowadzać, bo już się przyzwyczaiłyśmy tutaj. Tak to by wyglądało.

Jedno z dzieci mojej siostry to do Kanady zawędrowało, na samą północ Kanady i nie chce do Polski wrócić, bo niedźwiedzie, łosie, tam rożne inne zwierzęta. On jest leśnikiem, Jacek, i tam pracuje jako leśnik. To jest północna Kanada, tak zwana Brytyjska Kolumbia. Więc on się tam czuje świetnie. No ale siostra wolałaby żeby był w Polsce. No, dwoje pozostałych dzieci siostry to mieszka w Lublinie, ale mają swoje mieszkania gdzie indziej w Lublinie.