Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Teatr NN

Wybuch II wojny światowej - Halina Chamerska - fragment relacji świadka historii z 18 marca 2004

Po pierwsze było tak, że były dwa odłamy ludzi, jedni uważali, że damy sobie radę z tymi Niemcami, że jesteśmy silni, że to – to były te oficjalne dane, czy artykuły, czy odczyty, bo takie też pamiętam. A drugie, to nawet oficerowie, to wiem z kolei od ojca, mieli obawy, że to się skończy klęską, bo sobie zdawali sprawę z dysproporcji sił wtedy. Mój ojciec mówił, że przegramy. Ale nie mówił tego tak szeroko, ale nam w domu mówił, że dysproporcja sił jest duża. Ale ja do godziny 12.00 1 września, jeszcze nie wiedziałam, że jest wojna. Bo poszłyśmy sobie z koleżanką, Stachą, jedną z tych naszych koleżanek, z którymi zdawałam maturę, do Ogrodu Saskiego i spacerowałyśmy sobie, chodziłyśmy, gadałyśmy i tak dalej i nic nie wiedziałyśmy że wybuchła wojna, bo pierwsze bombardowanie Lublina było 2 września, a pierwszego tu się jeszcze nic takiego w tym parku nie działo. Dopiero wracamy do domu i tam się dowiadujemy – orędzie Mościckiego, wojna wybuchła. Ale nie spodziewałyśmy się, że to pójdzie tak jak poszło. Drugiego było już bombardowanie tego Plage Laśkiewicza, to znaczy tej fabryki samolotów, potem dziewiątego jeszcze gorsze bombardowanie. Już od pierwszego [września] wieczorem, to nie można było spać, bo tą szosą od Warszawy jechała cała Polska, że tak powiem, bo przecież wtedy był ten pęd, żeby jechać na wchód przed Niemcami, którzy już trzeciego zajmowali miasta na Pomorzu i w Wielkopolsce i na rynku miasteczek Wielkopolskich już zaczęli rozstrzeliwanie, no ale moja mama się uparła, nigdzie nie ruszyliśmy się i cały czas przebyliśmy w Lublinie, aż do 17-go, kiedy weszli Niemcy do Lublina, i zrobiłyśmy dobrze, bo ojca przecież nie było, bo był na wojnie, bo te wszystkie nasze znajome żony oficerów, które jechały tam na wschód – do Równego, do Łucka, do różnych tych miast, żeby uciec przed bombardowaniami i przed Niemcami, to jak wróciły, to miały zrabowane mieszkania. Taka była wieś – Helenów, tam na rozwidleniu, gdzie teraz szosa warszawska i tak dalej, no to ci ludzie z Helenowa, to właśnie pamiętam, że z Helenowa, przyszli rabować puste wtedy już koszary, tam po drugiej stronie Alei Kraśnickiej i także wiele domów prywatnych, tak że ci co odbyli tą wędrówkę na wschód, a potem wrócili z powrotem do Lublina, to bardzo źle na tym wyszli. No, myśmy przeczekały to wszystko w mieszkaniu. Ale dwa tylko te bombardowania we wrześniu pamiętam. Potem były inne, ale to już był rok 42 – 43, to już była inna sprawa zupełnie, to już była wojna radziecko-niemiecka i radzieckie samoloty bombardowały, między innymi tam koło ulicy Ruskiej. Też pamiętam – poszłam z kolegą na ten rynek koło Ruskiej, co tam jest, no to tam jedna z tych kamienic była zupełnie zburzona, właśnie też tam ludzie zginęli, ale to już był rok chyba 42, tak że takie rzeczy, to już na mnie zrobiły wrażenie. Potem jak w naszym gimnazjum Unii Lubelskiej zrobiono szpital wojskowy, no to niektóre z nas były takimi wolontariuszkami.