Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Teatr NN

Życie codzienne w czasie wojny - Marian Lewtak - fragment relacji świadka historii z 3 marca 2007

Jak Niemiec wszedł w 1939 roku, już bieda była. Nie było co jeść, nie było w czym chodzić. Matka robiła sama płótno, z niego szyło się bieliznę, ubranie i w tym się chodziło. Matka całe dnie i noce klepała to płótno, i chodniki, co tu jeszcze są, to jest też matki robota. Kupić nie było możliwości.

Po pewnym czasie obecność Niemców się utarła, już była cała niemiecka dyktatura i zboże zabierali. To był kontyngent: jak u nas było trzy i pół hektara ziemi, musieliśmy oddać pięć i pół metra zboża, za darmo – grosze płacili – za to zboże kupiło się dziesięć butelek wódki. A jak sadziło się buraki cukrowe, to z metra buraków dawali dziesięć deko cukru – nie to, że dawali, tylko można było wykupić, inaczej nie. Jak ktoś sadził więcej buraków, tego cukru miał więcej, a jak nie, to buraki cukrowe się gotowało i kawę białą się zalewało, mleka dolało się do tego i słodziło się burakami cukrowymi. Świń nie pozwalali trzymać, mleko trzeba było odstawić – jak się nie odstawiło mleka, krowę zabrali na drugi, trzeci tydzień i koniec. Spędy były na wsiach. Trochę trzeba było kombinować. Prosięta były zakolczykowane, jak podrosło cokolwiek, to się przekładało kolczyki, drugie się kupiło na to miejsce, a tamto się zabiło. Nieraz po dwa lata prosięta jeden kolczyk miały, ale czasem trzeba było coś odstawić, bo inaczej to wezwali do gminy albo do więzienia, a jak nie to obili. Byli tu u nas tacy, co nie odwieźli zboża, wezwali ich do gminy i tak zbili, że dosyć mieli tego wszystkiego i resztę zboża, nawet co miał na sianie, to odwiózł. Ale co miał robić? Niemcy bili ludzi, ale Polacy byli jeszcze gorsi niż Niemcy. Bo jak ojciec powiedział do Niemca, że ma troje dzieci i jeść chcą, żeby choć połówkę czy ćwiartkę prosięcia im dać, to Niemiec wydał rozkaz: „Proszę mu oddać w rzeźni połówkę prosięcia”. I oddali. Poszedł wtedy do Puław do Arbeitsamtu i tak wyszło, że przywiózł to prosię od Niemców. Bardzo grzecznie i bardzo dobrze się z nim obchodzili. A z gminy Polacy – Żebrowski, Kulczyński – nie dawali szansy.