Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Teatr NN

Żydzi - Czesław Popik - fragment relacji świadka historii z 22 września 2010

U mnie na wsi Żyd miał sklep. Wszystko było u niego, wszystko miał. To był przyzwoity człowiek i później go właśnie koledzy zniszczyli. Nie wiem dlaczego, nie znam tej historii. Może i prawda, że coś gdzieś chlapnął, może, wtedy już kończyła się wojna. To już był koniec wojny i wiem kto go zabił. To był ten, którego ja wprowadziłem do AK, dałem mu karabin temu koledze. Do dzisiaj sobie wyrzuty robię, że dałem mu broń, że on zabił tego Żyda, wyprowadził z domu i... Ja tego Żyda ceniłem bardzo i Żyda, i Żydówkę. Dziecko jedno mieli, nie wiem co z tym dzieckiem się stało, i co z tą Żydówką, bo już mnie nie było. Wiem, że ten Żyd zginął. To był przyzwoity człowiek, handlarz. Oni wynajmowali w lecie sady i ich pilnowali, zarabiali na owocach, bo zabierali owoce i mój ojciec brał pieniążki za to. Żydzi byli albo obrotni albo tylko zawężali swoją działalność. Miał ktoś kawałek ogrodu, jakiegoś sadu to tych owoców przecież nie zjadł sam, nie chciał ich wozić to miał od tego Żyda. On to wszystko skupował, potem odwoził, brał pieniądze i tak dalej, albo go ktoś odwoził, ktoś mu płacił. Tak byli obrotni [w handlu]. Myśmy się nie spodziewali nigdy, że potrafimy handlować. Nikt się nie spodziewał. Ojciec mówił: „No co to będzie, przecież my nie umiemy handlować. My nic nie umiemy”. I wszystko się robiło u Żydów, choćby takie głupie buty. Byli także przyjezdni Żydzi. Oni handlowali szmatami, przyjeżdżali konikiem. Zbierali szmaty od nas na wymianę. Matki krzyczały: „Żyd, Żyd jedzie!”. A Żyd: „A matki dawajcie szmatki, ja wam wygieł dam” - to znaczy ja wam sprzedam igły albo coś innego. Oni to wozili, później to gdzieś magazynowali, sprzedawali hurtowo i zarabiali na tym. Wymieniali na igiełki, pierścień czy jakiś naparstek. Byli i tacy którzy przywozili inne rzeczy – materiały na kredyt, a jeszcze inni obrazy malowali. Wtedy byłby parę złoty kosztował to przyjeżdżali i malowali. Płaciło się parę złoty za taki obrazek, jeszcze nie była rozwinięta tak fotografia.