Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Teatr NN

Mogłem się utopić - Ryszard Łoziński - fragment relacji świadka historii z 27 maja 2019

Nauczyłem się pływać dopiero po otwarciu Zalewu Zemborzyckiego, na tych betonowych basenach – tam były 4 metry głębokości. Miałem takie zdarzenie, kiedy mogłem się utopić, jeszcze podczas budowy Zalewu Zemborzyckiego. Byłem wtedy w szóstej klasie szkoły podstawowej. Mój starszy kolega, Waldek, klasa ósma, mówi: „Wiesz co, znalazłem w rzece niedaleko mostu zatopioną łódź! Piękna łódź, drewniana. Gdybyśmy ją wyciągnęli z wody, to jak zalew wybudują, będziemy mieli do pływania”. I po kościele poszliśmy, po lekcji religii akurat wtedy, bo na lekcje religii uczęszczało się do kościoła kilka kilometrów dalej. Dla nas nie było żadnych przeszkód, szliśmy chętnie.

Ciągnęła nas do tego miejsca chyba magia, do miejsca życia naszych przodków, tam właśnie nad Bystrzycą. To był koniec października, dotarliśmy do tej zatopionej łodzi.

Wodę wylaliśmy, wyciągnęliśmy łódź. Wskoczyłem na pokład, a kolega na lince ciągnął wzdłuż brzegu. Przeciągnęliśmy kilkaset metrów dalej, w okolicę szuwar, i ja chciałem zeskoczyć z tej łodzi, stojąc jedną nogą na burcie, drugą na brzegu. Wtedy łódź się oddaliła, a ja wpadłem w głębię. Byłem ubrany w takie palteczko, pamiętam do dzisiaj, więc chyba powietrze pod tym ubraniem mnie wypchnęło jak boję.

Podałem rękę koledze. Byłem w rękawiczkach. Zsunęła się rękawiczka, a ja znów w dół. Jeszcze raz wyrzuciło mnie w górę i wtedy już kolega wyciągnął mnie z wody.

Nawet nie chorowałem, przeżyłem to. Oczywiście w domu sroga kara zakazu wychodzenia przez kilka dni. Później też tam się pojawiliśmy, lecz niestety łódź gdzieś zniknęła. Ale takie nasze marzenie zostało, by pływać łodzią po tym zalewie.

Już po otwarciu zalewu ten kolega Waldek jako pierwszy zdobył kartę pływacką.

Wtedy można było wypożyczyć sprzęt tylko przy posiadaniu karty pływackiej.

Wypożyczał więc świetną łódź – „Wanda”, pięcioosobowa. Nasza paczka, dziewczyny i chłopcy, na zmianę wskakiwali do tej łodzi, czy też na kajaki.

Dopływaliśmy do wyspy na zalewie zwanej „Nagą Wyspą”. W tej chwili jest całkowicie zarośnięta. Bardzo fajne wspomnienia z tego okresu.