Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Teatr NN

Mój koniec udziału w Powstaniu Warszawskim - Jerzy Filipowicz - fragment relacji świadka historii z 13 stycznia 2017

No i jeszcze koniec Powstania Warszawskiego. Koniec Powstania Warszawskiego był taki, że Niemcy już zaczynali opanowywać Żoliborz od strony Dworca Gdańskiego, tu, jak jest Plac Inwalidów. Czołgi, wojsko i tak dalej. No my już widzimy, że trzeba się jakoś [ratować], wiec komendant mówi tak: „Słuchaj, przedostaniemy się przez Wisłę. Przedostaniemy się przez Wisłę i to trzeba zrobić w nocy.” Ale Niemcy mieli karabin maszynowy sprzężony z takim reflektorem. Jak ktoś przez Wisłę [płynął], to oni, jak do kaczek strzelali. Okazało się, że przejście było niemożliwe. No, a ja w tym czasie zostałem ranny w prawą nogę. Na szczęście była to nie bezpośrednia, tylko taka poślizgowa [rana], tak, że rozcięta była skóra, kość naruszona, no, ale nie było tragicznie. No, więc opatrzyli mnie, bo był tam taki punkt opatrunkowy, zawiązali. No i to było wszystko. Kulałem na tą nogę, bo to bolało. No i komendant wtedy mówi: „Słuchaj, ty jesteś ranny, a druga rzecz znają cię ci folksdojcze z Żoliborza. To ty uciekaj.” -„Nie, ja będę walczył.” Ja byłem niepokorny, nawet rozkazu nie chciałem spełnić. Ale mówię: „No dobrze, ale w takim razie pójdę na Plac Wilsona, jeszcze się tam da, ale pójdę tędy, jak jest ulica Haukego do okrąglaka tego, który jest tam przy parku”. No i idę, w hełmie, z pepeszą, jeden granat niemiecki miałem taki, bo też żeśmy skombinowali. No i idę. Ale nie mogę iść ulicami, bo Niemcy opanowali Żoliborz, tylko ogródkami. Druty były poprzerywane i można było przejść. Czołgam się ogródkami, czołgam, czołgam, a co ja widzę – Niemcy idą i rzucają granaty do piwnic. Ludzie, którzy nie wyjdą, to zostają w piwnicy.

I ten taki rozpylacz ognia. No to ja już z tym walczyć nie będę, przecież [to pewna] śmierć! Co ja mam – pepeszę, a oni maja taką broń. Nie dam rady. Więc rzuciłem ten hełm, zaświadczenie akowskie rzuciłem tam, rzuciłem opaskę w tym domu na dół.

Patrzę, jak ci Niemcy chodzą i tak plackiem przeczołgałem się przez jezdnię, przez tą ulicę Czarneckiego, na druga stronę. To, że mi się udało, to raczej szczęście.

Chociaż odległość miedzy nimi, to była prawie dwieście metrów, to jeszcze było daleko, oni szli w tą stronę. No i ja dostałem się do ludności cywilnej w tym okrąglaku.

Tam od razu lekarz: „Co ty masz w nogę, pokaż. Ooo, niedobrze, trzeba zdezynfekować.” Spirytusem dezynfekował. Ranny w nogę, w rękę, gdzie indziej szedłem, między ludzi, żeby opatrzyli, bo tam nawet pomocy nie było.

Relacja z 13 stycznia 2017

Słowa kluczowe