Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Teatr NN

Mieszkanie w Bramie Krakowskiej w Lublinie w dwudziestoleciu międzywojennym - Zofia Klępka - fragment relacji świadka historii z 25 października 2011

projekt Archiwum Historii Mówionej - opracowanie i udostępnienie online najcenniejszych zasobów Mieszkanie w Bramie Krakowskiej w Lublinie w dwudziestoleciu międzywojennym Straż [pożarna] była pod zarządem miejskim. Po wojnie w [19]20 roku ojciec, [który] był w wojsku, poszedł do straży, zatrudnili go. [W Bramie Krakowskiej] było mieszkanie i [je] dostał. Było [wtedy] trudno o mieszkania. [Tata nazywał się] Jan Trojniak.

[Nasz adres to był] plac Łokietka 6. Jak ktoś miał pisać list do mnie, to mówiłam: „Napisz w nawiasie »Brama Krakowska«”, bo nie każdy wiedział, plac Łokietka nie każdy znał.

Bramę popsuli, taką czerwoną „spódnicę” jej zrobili. Kiedyś ona widocznie [taka] była, skoro [tak] zrobili, ale naprawdę mi się nie podoba teraz. Byłam w tej Bramie po prostu zakochana. Pięknie tam było, [można było wejść] na balkon, patrzeć na panoramę Lublina, ze strażakiem sobie porozmawiać, dzwony biły nad głową. Były dwa wielkie dzwony, [które] wydzwaniały godziny. Zegar był z wagą, nakręcało się jak w maglu, taką korbą, piękna tarcza z cyframi arabskimi, wyraźnie było widać, która godzina, no i zegar bił. Kiedyś stanęłam, zegar jak walnął, aż się przestraszyłam, mało co ze schodów nie spadłam, ten dźwięk [był] taki. To zostawiło taką szczerbę w sercu – ten dźwięk, te dzwony, ta Brama – że trudno tą szczerbę jest czymś zalać.

No, wspomnieniami, ale ja wspominam i żal mi tego wszystkiego. Może mi żal jest młodości, rodzina tam była w komplecie.

Miejski gaz to był taki, [że] żeby ugotować szklankę wody, to trzeba było może pół godziny czekać. Myśmy [gazu] nie mieli, węglem się paliło – ogrzewało się i gotowało na kuchni. Jak się kuchnię rozpaliło, to tylko mruczały te czajniki. Zawsze duży garnek stał z wodą; [w razie gdy] ktoś [chciał] szybko ręce umyć czy potrzebna woda, to zawsze była ciepła.

Relacja z 25 października 2011

Słowa kluczowe