Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Teatr NN

W worek foliowy mnie owinęli - Lech Przychodzki - fragment relacji świadka historii z 21 sierpnia 2008

Druga, trzecia, pewnie i czwarta [akcja happeningowa] to były Jakubowice Murowane, gdzie odkryliśmy ruiny zamku. One wtedy miały takie piękne lochy, piękne piwnice, no które były wymarzonym miejscem do robienia sobie samemu takich sprawdzianów i akcji bez żadnych widzów. No ze dwie [akcje] się tam odbyły bez żadnych widzów.

Był taki facet, który się nazywał Józef Ozga-Michalski, był to działacz ludowy, ówczesnego Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego, jednocześnie, co roku-co pół wydający kolejny tomik wierszy w Ludowej Spółdzielni Wydawniczej. Straszna grafomania. Jeden wiersz pamiętam do dzisiaj, bo trudno go nie zapamiętać i to było tak, że „Ludzie wędrują po Księżycu, a ty jesteś w strachu, że komuniści chodzą po dachu”. Koniec wiersza. Tego typu wiersze pan Ozga-Michalski produkował. Nie, nie, (odp. na pytanie, czy Ozga-Michalski był związany z Lublinem – przyp.red.) tylko jego tomiki tu można było kupić, więc myśmy się obkupili w Taniej Książce, po jakieś dwa, trzy złote, w kilka takich dzieł, nie tylko jego i zrobiliśmy sobie na Zaduszki publiczne całopalenie tej genialnej twórczości. Po czym - ponieważ Muła miał starą maskę przeciwgazową - ubrano mnie ładnie w tę maskę, wykopano mi grób, w worek foliowy mnie owinęli i zakopali. Jakoś tam dwie, trzy minuty człowiek faktycznie wytrzymał, nie było to ubite, udeptane, i pech chciał, że miejscowy tubylec, który zobaczył tumany dymu z tego ogniska poetyckiego, wydobywające się, wziął widły i po prostu ruszył w gumowcach do tej piwnicy. Ale trafił na moment, kiedy coś się stało, ziemia się poruszyła i facet wstał z grobu. Jak ten facet wrzasnął, jak on rzucił te widły, jak dał dyla to była jedna z najpiękniejszych reakcji na sztukę współczesną jaką widziałem.

Naturalna, nieudawana, niegrana absolutnie.

I tam odbyło się kilka tego typu historii. Nawet raz, chyba, plakatowaliśmy, sami zrobiliśmy sobie plakaty obwieszając okolicę. Nie pamiętam już jak to się nazywało, Czwarty Festiwal Młodzieży Politycznie Zaangażowanej. To było totalnie dla zmylenia, ale nikt z tubylców jakoś na ten Czwarty Festiwal nie przyszedł, bo już chyba wiedzieli, że to ci sami od tych grobów i dymów w piwnicach. [To] jeszcze nie [był] "Ogród", to jeszcze było AAW.

Z publicznością tak naprawdę to chyba po raz pierwszy się spotkaliśmy w „PAX-ie” u Ulki Szulc, która nas ściągnęła na dwie imprezy jesienią [19]74 roku, bardzo zwyczajne imprezy.