Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Teatr NN

Było to nieźle wytresowane - Lech Przychodzki - fragment relacji świadka historii z 21 sierpnia 2008

Dzięki Tytusowi (Muszyńskiemu- dop. M.N.) myśmy nabyli jakby trochę innych skłonności. Po pierwsze, staliśmy się bardzo statecznymi twórcami, nie było już skandali politycznych. Ten Białystok w zasadzie to był koniec naszych zabaw w politykę, bardzo spoważnieliśmy. Zresztą w kraju zaczynało się robić mało wesoło, więc nie chcieliśmy za bardzo jątrzyć, bo to też jest problem. Z drugiej strony, byliśmy chyba bardzo świadomi, że coraz bardziej nas interesuje, może nie sama poezja, a sposób przekazu tej poezji. Tytus robił slajdy ze swoich prac graficznych, robił mnóstwo slajdów terenowych i to trafiało na ekran, czy też na jakieś prześcieradło na ścianie i było integralną częścią całości. Teksty były wybierane, były próby czasowe, czytaliśmy to sobie na czas. Każdy, kto miał dany tekst przeczytać wiedział, co czyta, wiedział, w jakiej kolejności, musiał sobie ustalić jakieś takie tempo, żeby ten pokaz slajdów, to co leciało na ścianie, klimatem przynajmniej zazębiało się z tekstami. Do tego była muzyka, też z taśmy, do tego często była operatorka świateł. W „Arcusie” też była operatorka świateł, to robił ten nasz jedyny tłumacz, Jurek Rudzki. Natomiast tutaj wszystkie techniczne rzeczy robił Longin Szparaga , jako że mało nadawał się do czytania, ze względu na bardzo chropowaty głos.

Szykowaliśmy to wszystko w domach, albo w akademiku u Pietrzeli, czy u Wandy Wróbel, która przyjaciółką ekipy pozostała, albo u Longina i Tytusa, którzy mieszkali razem na stancji w takim bardzo dużym pokoju na Sławinku. Wszystko to było zgrywane czasowo i w zasadzie doszliśmy do takiej perfekcji, że jak się zrobiło dwie, trzy takie próby z muzyką i ze slajdami to różnica w zakończeniu jak była trzy sekundy to było dużo. Więc na – powiedzmy - godzinną prawie imprezę, bo to raczej trwało 45 – 50 minut, [to były] trzy, cztery sekundy opóźnienia. Było to nieźle wytresowane. A więc myśmy już doskonale wiedzieli co [mamy robić]. Nie było elementów przypadkowości i skończyły się dyskusje, takie kabaretowe, z publicznością, które wcześniej były czymś normalnym. Natomiast pojawiły się plakaty Tytusa i Marka. Marek był słowiarzem, miał taką żyłkę do takich lingwistycznych zabaw, natomiast Tytus potrafił je doskonale rozmalowywać na papierze pakowym.