Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Teatr NN

Wyzwolenie spod okupacji niemieckiej - Natalia Stachura - fragment relacji świadka historii z 17 lutego 2011

Później już weszli Sowieci, Niemcy uciekli. Jak Niemcy uciekali, ja myślałam, że będą do nas strzelać, ale oni uciekali tak przez pola, na przełaj. Myśmy mieli koło domu wykopany taki schron, gdzie można było się [schować, bo] już były bombardowania, jak się zaczynała ta inwazja rosyjska na Niemców. Niemcy tak uciekali, że szczęśliwie jednego mężczyznę tylko zastrzelili, a tak to nikt ich nie zatrzymywał. Na drugi dzień patrzymy – przyjeżdża czołg rosyjski. My Rosjan przyjęliśmy tak jak swoich. [Przyszli] do nas na kwaterę, bo ten dom nasz był mały, ale tak ładnie wykończony. Taki pułkownik z żoną, żonę w ciąży miał, ordynans, taki starszy facet, i kierowca – w czworo do nas na kwaterę. A ja mieszkałam tylko z moją mamą i jeszcze mama była po operacji – nerkę jej usuwali w Warszawie i pociągiem się jeździło do szpitala w Warszawie, kiedy jeszcze tata [żył]. Ten pułkownik, to był taki człowiek w wieku czterdziestu kilku lat, on bardzo chciał wykazać się, że jest kulturalny. Na mnie Nataszka mówił. „Nataszka – mówi – jadę do Lublina, nie potrzebujesz [czegoś]?”. Zabrał mnie do Lublina, umówiliśmy się w jakimś miejscu i z powrotem mnie przywiózł. A ten ordynans to był taki starszy facet, który przed wojną, jeszcze car jak [był], miał młyn, później mu zabrali ten młyn i on umiał wszystko robić w domu – on mi wody naciągnął, bo przecież wodę się ciągnęło ze studni, sieczki mi pomógł narżnąć, [przy] inwentarzu mi bardzo dużo pomagał. Moja mama [jak] kiedyś jakieś ciasto upiekła, to ich poczęstowała, kiedyś przywieźli coś z drobiu, to upiekła, dała im, a on był taki wdzięczny, ten pułkownik. Później ten ordynans mówi: „Słuchaj, Nataszka, było NKWD, pytali o twojego brata.”. Ja mówię: „No jak? Przecież on poszedł do wojska”. Naszych chłopców zabrali, mój brat był w ruchu oporu, już wtedy się nie ukrywał przed Niemcami, tylko już jak weszli Sowieci, to normalnie jako partyzantka uważali, że wszystko będzie w porządku, ale oni wezwali wszystkich do gminy, zabrali Kennkarty, w samochód i wywieźli [ich] do Lublina. Ja byłam łączniczką i miałam kontakt z dowódcą gminnym – i on się kontaktuje ze mną i mówi: „Co z Marianem?”. Ja mówię: „Marian pojechał, zabrali go na Majdanek” – bo zrobili zbiórkę na Majdanku wszystkich tych naszych chłopców, osiemnastu chłopców zabrali ze wsi, którzy byli w ruchu oporu. I on mówi mi tak: „Słuchaj, musisz go stamtąd wydostać. Niech on ucieknie z tego Majdanka”. I poszłam, wyprowadziłam go z tego Majdanka i on zaczął się ukrywać. [Na przykład] spał w grobowcach, bo nie zawsze znalazł miejsce, żeby się [przechować]. Na Lubelszczyźnie się ukrywał, u różnych znajomych ludzi był. Ja jak się tam gdzieś dowiedziałam, gdzie on jest, to [starałam się] mu podrzucić coś do jedzenia. Tak że on się przechował. W '46 roku brat się ujawnił. W czasie okupacji niemieckiej była podchorążówka, to było chyba w Krasnymstawie, on skończył tą podchorążówkę i dostał [stopień] podporucznika. I jak on się ujawnił już po wojnie, jemu to wszystko uznali, tak że brat nie poszedł siedzieć, nie wsadzili go w '46 roku już. Wrócił do pracy w zakładach tytoniowych i pracował chyba do '50 roku, aż się ożenił, później wyjechali gdzie indziej.

Sowieci jak przyszli [w '44 roku i] przegonili Niemców, [to była] ogromna radość, że Niemców nie ma, bo Niemcy kontyngenty zabierali, więc wszystkie zwierzęta były okolczykowane, wszystko było zapisane, oni wyznaczali, ile każdy rolnik musiał oddać.