Stan wojenny w Lublinie - Jadwiga Ciechan (z d. Haryton) - fragment relacji świadka historii z 11 kwietnia 2005
Stan wojenny w Lublinie Pamiętam moment [wprowadzenia stanu wojennego], bo tutaj profesor Seidler mieszkał też w naszym [domu] i on w tym czasie był z żoną w Anglii i prosili mnie bardzo, czy bym mogła u nich nocować, z uwagi na mieszkanie, zabezpieczenie. Nie wypadało mi odmówić, bo z nimi dobrze się mieszkało. Ja tam spałam, budzę się rano, a zawsze sobie rano nastawiałam radio. Radio nastawiłam czy może telewizor i wtedy Jaruzelski ogłaszał stan wojenny. Nie chciałam wierzyć, nie wiedziałam, co to jest, co to się dzieje przecież. To było okropne.
A później to przecież nie można było od którejś tam godziny, jak się zmrok robił, jechać samochodem, bo zatrzymywali, legitymowali, gdzie się jedzie, po co – zaglądali do samochodu, co się wiezie. To było tuż przed Bożym Narodzeniem, naszej kuzynki chłopak się żenił w Świdniku i tam byliśmy na tym ślubie, wracaliśmy do domu, to nas na Skłodowskiej zatrzymali i tak nas właśnie bardzo podejrzliwie badali, w samochodzie wszystko przeszukali i [pytali], gdzie jedziemy, skąd jedziemy.
Ponury to był czas, bardzo ponury.