Zabicie żydowskiego chłopca między Bychawką a Zdrapami - Janina Kaniewska - fragment relacji świadka historii z 11 sierpnia 2020
Taki czternaście–piętnaście lat. Uciekał pewnie z Bychawy nad łąką i [Niemcy] go zabili. Później ludzie chyba sami wykopali dół i go zakopali w tym dole. Pamiętam ten fakt. Chodziłam na ten grób, jakieś kwiatuszki tam przynosiłam. A co dalej się stało z tym ciałem – nie wiem.
To było zbocze góry, była łąka i to było tak na pograniczu z łąką. Była nasza łąka i [łąka sąsiedniego] gospodarza. To była wieś Zdrapy. Mazurek tam mieszkał, nasz sąsiad.
Bardzo blisko naszego domu. I to było tak: słychać było strzał, a ja później jako dziecko to byłam ciekawa i widziałam jak on leżał, jak go tam zakopywali w tym dole.
Pamiętam to. Mój brat nie poszedł, ale ja pobiegłam tam. To było tak pół kilometra od domu. Było takie zbocze porośnięte świerkami i była granica Mazurek i Piechocki.
Piechocki to był mój dziadek. I na tej właśnie granicy był wykopany dół. I ten chłopaczyna był tam wrzucony. On najprawdopodobniej uciekał z Bychawy. Tylko nie umiem w czasie tego umiejscowić. Czy to było przed tym, jak ta Róża u nas była czy to było po? Może po. Bo może jeszcze bardziej by się mama bała, jakby to było przed. Chyba po. Tak.
[Ten chłopiec] był w ubraniu. Jak był ubrany, to nie zapamiętałam. Ale takie stresujące było to dla mnie. A ciekawość była jakaś dziecięca, że ja tam pobiegłam.
Zresztą jeszcze więcej dzieci przybiegło ze wsi. [Był to] mniej więcej rówieśnik. Co ja myślałam? Na pewno mi było go szkoda. Bo człowiek traci życie, młody przecież.