Wszystkie spotkania w Kuncewiczówce kończyły się lampką wina iwspólną biesiadą - Edward Balawejder - fragment relacji świadka historii z 24 stycznia 2013
Kuncewiczówka, Kazimierz Dolny Wszystkie spotkania w Kuncewiczówce kończyły się lampką wina i wspólną biesiadą Wszystkie spotkania w Kuncewiczówce kończyły się lampką wina i wspólną biesiadą.
Wszystkie. Taka była zasada przyjęta od samego początku. Chodziło o to, żeby to był salon, dom, w którym ludzie się czują dobrze i do którego [zechcą] wrócić. Żeby to [funkcjonowało] tak jak za życia pani Marii. Zawsze jak [ktoś] tam przyjechał, to napił się koniaku, winka. Bo pani Maria zawsze tak przyjmowała gości. Wprowadziliśmy [więc] tę zasadę. Witold [Kuncewicz] to akceptował, zarząd [również]. Tak że mogliśmy kupić parę butelek wina czy jakiś koniaczek [oraz] coś do poczęstunku.
Musieliśmy mieć też na to pieniądze.
Jak [na spotkanie] przyjechali [czy Tadeusz] Różewicz, czy [Sławomir] Mrożek, czy inni ważni [ludzie], to nie mogłem sobie pozwolić na to, żeby im kazać zjeść na dole.
Zawsze przyjeżdżał ktoś z zarządu albo z bliżej współpracujących lubelskich wolontariuszy i przygotowywał obiad, kolację [albo] śniadanie. Dbaliśmy o to. Być może też ta atmosfera w [Kuncewiczówce] spowodowała, że przez dwanaście lat nikt nie odwołał spotkania. I [nawet] przy najgorszej pogodzie przychodzili ludzie, zawsze.