Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Teatr NN

Ukrywanie się i dalsze losy rodziny po ucieczce z getta - Henrika Shvefel - fragment relacji świadka historii z 5 lipca 2017

Jak zaczęła się akcja likwidacyjna, to my wyszliśmy w nocy, ktoś podniósł druty, i uciekliśmy do garbarni. Tam byliśmy tylko przez jedną noc. Oprócz mojej siostry, wszyscy musieliśmy opuścić garbarnię, nim robotnicy przychodzą. Nie wszyscy bardzo kochali Żydów tam w tej garbarni. Myśmy tam byli tylko jedną noc. Tatuś tylko wiedział, że my tam jesteśmy. Nie wiem czy jeszcze ktoś, ale tatuś wiedział, może jeszcze ktoś, nie wiem, ale ta rodzina tego policjanta, którzy z nami uciekli, to oni mieli tam znajomych bardzo blisko, i oni tam poszli. Nie wiem co z nimi się stało, bo się kontakt w ogóle urwał. Oni tam poszli.

Co z nami się działo dalej, to tatuś wszystko decydował. Wszystko tatuś. On był w kontakcie właśnie z tym panem, bratem tej pani, która nas uratowała, bo on był w organizacji bardzo ważnym człowiekiem widocznie, on nam wszystkie dokumenty załatwił i on nas wziął i do swojej siostry nas posłał. Możliwe, że on innych ludzi gdzie indziej posłał, nie wiem.

Moja siostra? Ona została jeszcze jeden dzień w garbarni, bo ja pojechałam do Warszawy koleją z moim wujkiem i ciocią, a moja siostra jakiś dzień albo dwa potem.

Ten kolejarz ją przywiózł też do tej pani Olbrychskiej. Tam ona była do końca. A w garbarni moja siostra była sama, w szafie zamknięta! Ale ona wiedziała, że ona ma tam być cicho. Ja z opowieści, później słyszałam, że mówili mi, że ona pytała: „Można oddychać?”. Ona tam leżała na skórze, i ta skóra miała zapach tak jak skóra ma zapach. Ale to się wiedziało, że tak ma być. Że nie może być inaczej widocznie.

Mamusia i babcia od razu wyjechały, tak jak i ja, do Warszawy, i później do gieta.

One pojechały do gieta warszawskiego, bo tam był nasz kuzyn, który był mistrzem, miał szop w giecie. I później one musiały uciec, to też ta pani nasza urządziła je na wsi u różnych ludzi. Wszystko za pieniądze, ale za pieniądze też trzeba było wiedzieć do kogo iść. Bo ludzie mogli wziąć pieniądze i zadenuncjować - to jest coś złego, ale bać się i nie chcieć przyjąć to jest bardzo normalne. Bardzo normalne. Bo jak kogoś złapali, to cała rodzina za to płaciła. Nic więcej nie wiem.

[Czy pamiętam tą podróż do Warszawy?] Jeszcze jak pamiętam! Jeszcze jak pamiętam. Bo mojego wujka chcieli od razu zdjąć z wagonu. Powiedzieli, że to jest Żyd, i jakoś tak długo myśleli, Żyd, nie Żyd, Żyd, nie Żyd, że jakoś mu się udało.

Później oni zaczęli szukać czy jest jakiś Żyd w wagonie, i oni szukali i doszli, jeden z tej strony, jeden z tej strony, ja pamiętam jak on tak siedział z czapką tak spuszczoną, to ja pamiętam. I kolej ruszyła i oni zeszli, i moja ciocia, która razem z nami uciekła, miała trochę biżuterii, to jednemu z nich dała od razu, tak jak przyszedł, i jakoś to przeszło. Fakt żeśmy dojechali. Wszystko był jeden wielki cud, albo przypadek, zależy jak to się chce nazwać. Ja mówię cud, ale to był przypadek. Nie ma cudów.

Z rodzicami byłam tylko do tego momentu jak uciekliśmy z gieta. Ojciec został w garbarni, mamusia do gieta warszawskiego, a ja z ciocią poszłyśmy mieszkać u tej pani. Tośmy tam mieszkali dopóki jej męża nie wzięli na Oświęcim, i ona wtedy nie chciała zostać w Warszawie i pojechała do Zielonki i wzięła wtedy moją siostrę. Mnie urządziła w jakimś miejscu. Mój wujek poszedł do partyzantki, a moja ciocia poszła mieszkać do kogoś tam. Tam gdzieś mieszkała, to był bardzo, bardzo uczciwy pan i mieszkała z nim, aż po wojnie się pobrali, ona z tym panem, bo już wujka nie było, i mieszkali aż do końca. Ona przyjeżdżała do Izraela, dwa razy ja ją pamiętam, że przyjechała, może nawet i więcej. Miała siostrę, też w Izraelu, ale w innym mieście, ja wiem, że była, ale ja jej nie pamiętam, zdaje się, że moja siostra nawet ją kiedyś spotkała.

Mama i babcia pojechali do gieta, bo one były niby ludzie, którzy pracują. On ich wziął do pracy tam. Z tym, że je musiał od razu po paru dniach odesłać, bo był bunt, nie bunt, ale powiedzieli, że nie chcą, żeby one były i musiał powiedzieć im, żeby odeszły, i wtedy ta nasza pani załatwiła im też miejsce. Widocznie ona miała dużo takich znajomych, i ona im załatwiła też wtedy, w tej samej Zielonce miejsca. I ja nie wiedziałam, może oni wiedzieli jeden o drugim, ale może i to nie. Że każdy wiedział tylko o sobie gdzie jest. Nie wiem. Ja nie wiedziałam. Mnie urządziła u pani Strzeleckiej. Też przedtem gdzie indziej, i później jeszcze coś, nie wiem jak to było, ale wylądowałam u pani Strzeleckiej, z którą się spotkałam dwa dni temu w Warszawie. Miałam szczęście, bo to był bardzo przyjemny dom, bardzo kulturalny dom. Ojca już dawno nie było, ojciec umarł jeszcze przed wojną i oni mieli skład muzycznych instrumentów.

Ja wiedziałam, że ja mam jechać tu i mam milczeć, to ja wiedziałam. W ogóle nie wiedziałam, że trzeba dbać o mamę, o tatusia. Nie. Każdy poszedł w innym kierunku.

Tak, tak jak trzeba było, tak się jechało. Tak jak można było, tak się jechało. Teraz to wszystkie pytania są normalne, a ten okres tam był nienormalny. Nienormalny zupełnie. Mnie nie interesowało co jest z rodzicami, a rodzice nie wiem co myśleli, ale załatwiali wszystko co można, żebyśmy przeżyły.

Później, jak moja mama mieszkała w Zielonce, to moja ciocia, która jest tutaj na zdjęciu, wzięła mnie z Warszawy pojechałyśmy do Zielonki, żeby tam, widocznie zawieść coś, bo ona wtedy mnie powiedziała, że ma tam coś zawieźć, nie pamiętam co, i że się boi sama, bo ludzi też z kolei wyciągali, z pociągu. Bez powodu, nie wiem co i jak. I ona się bała, powiedziała: „Z małą dziewczynką to będzie mi lepiej jechać”. I wzięła mnie, żebym była razem z nią. I zostałyśmy, bo wybuchło powstanie warszawskie. Całej Warszawy. Nie można już było wrócić, na nasze szczęście.

Wszystko był przypadek, szczęście, los. Można wybrać jakie słowo chce się, ale ja jestem tu.