Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Teatr NN

Szkoła pielęgniarska w Tarnowie - Halina Marszałek - fragment relacji świadka historii z 19 maja 2010

Po podstawówce poszłam do szkoły pielęgniarskiej w Tarnowie. To było pierwsze tego typu technikum w tej części Polski. Do szkoły było bardzo dużo chętnych, pamiętam że były dziewczyny z całego kraju - z Augustowa, Szczecina, Sokółki, Oświęcimia, Olkusza, Iwonicza, Rzeszowa, nawet z Warszawy, bo tam też nie było takiej szkoły. W Lublinie tego typu szkołę otworzyli dopiero w 1962 roku. W szkole nie było źle, dawali nam stypendium, ale nie w formie pieniężnej, tylko np. mogliśmy w ramach stypendium za darmo nocować i dostawać wyżywienie. Mieszkałam w internacie, gdzie była duża dyscyplina. Byłam w tym samym internacie co siostra, tylko w innym pokoju. Do pierwszej klasy przyjęto nas chyba ponad 100 osób, a skończyło 48. Była mocna selekcja. Nauka trwała 4 lata, po czym trzeba było zdać maturę, jednocześnie odbywało się praktyki pielęgniarskie. Uczyłyśmy się przedmiotów ogólnych i zawodowych. Przez pierwsze półrocze, o godzinie ósmej, zanim poszłyśmy na lekcje, każda z nas dostawała swój odcinek szkoły czy internatu i trzeba było go posprzątać. W internacie swoje pokoje też musiałyśmy dokładnie sprzątać, nie wystarczyło że łóżko było pościelone, musiało być też przewietrzone. Dyrektorka nawet wkładała rękę pod kołdrę i sprawdzała czy było wietrzone. Nieraz jak wracałyśmy z zajęć, to po pokoju były porozrzucane wszystkie kołdry i poduszki, jeśli tylko łóżko było źle pościelone. Dyrektorka sprawdzała nam też szafę, w niej musiało być wszystko w kostkę poukładane. Pani Dyrektor była bardzo ostra, ale w ten sposób uczyła nas porządku. Pod łóżkiem przeciągała białą chusteczką i sprawdzała czy nie ma kurzu. Przychodziła nieregularnie, nie wiadomo kiedy można było się jej spodziewać. Czasami to zachowanie kojarzyło mi się z takim wojskowym rygorem. Trafiały się również osoby, które nie poddawały się temu rygorowi i rozrabiały, nie uczyły się, ale szybko usuwano ich ze szkoły.

Raz zastrajkowałyśmy, kiedy przesunięto nam porę posiłku. Nam ta pora nie pasowała, więc poszłyśmy całą grupą wtedy na wagary i wróciłyśmy dopiero po obiedzie. Chcieli nas wtedy ukarać, grozili że jeśli nie powiemy kto wymyślił ten bunt to zabiorą nam stypendium. Na szczęście na groźbach się skończyło. Czasami uczniowie szkoły rolniczej, w której uczyli się niemal sami chłopcy zapraszali nas i nauczycieli na zabawy.

Organizowali je u siebie w szkole. Na imprezę jechałyśmy zorganizowaną grupą, razem z opiekunką. Mogłyśmy się tam bawić do 22.00, ale zawsze chłopcy starali się uprosić naszą opiekunkę, żebyśmy mogły zostać godzinę dłużej. Ostatni autobus odjeżdżał właśnie o 22.00 więc później trudno było wrócić do internatu. Raz nawet chłopaki musieli odwozić nas traktorem z przyczepą. Pamiętam, że jeszcze po drodze śpiewałyśmy na tej przyczepie. Szkołę skończyłam w 58 roku i zaczęłam pracować w niedalekiej okolicy w domu dziecka, ale pracowałam tam krótko.