Praca w komisji wyborczej - Mieczysław Łazarz - fragment relacji świadka historii z 20 stycznia 2014
W dniu wyborów byłem zastępcą przewodniczącego komisji wyborczej okręgu Kraśnik. To nie była lekka praca. Panią przewodniczącą nastraszyli. [Ona mówi do mnie:] „Panie, tym Łazarzem to mnie straszą, Boże, co to będzie?”. Ja mówię: „Proszę panią, nic nie będzie. Mnie nie chodzi o to, żeby w ogóle coś tu sfałszować, absolutnie. Mnie chodzi o to, że ma być tak, jak to jest ustalone. I ja będę się trzymał tego”. Potem liczyli wyniki, najpierw w Kraśniku, potem w całym okręgu i nie mogli się doliczyć. Mówię: „Wiecie co, ja z panią przewodniczącą siądę, ale sam, bez nikogo.
Wy sobie idźcie na wódkę. My za dwie godziny wszystko policzymy”. I tak było. Co miałem oszukiwać, przecież wiedziałem, co ludzie mówią.
Doszło do oszustwa w Komitecie Obywatelskim. Opieprzyłem dwie baby, do tej pory się na mnie gniewają, [bo] siedemnaście głosów zachachmęciły. [Ja mówię:] „Co wy wygłupiacie się? Przecież i tak wygramy. Co tutaj pomoże wam chachmęcenie?”.
Przed wyborami trzeba było oddelegować mężów zaufania, przynajmniej po dwóch w każdym obwodzie wyborczym. Ja na przykład całą dokumentację [z wynikami wyborów] zwróciłem do Niedrzwicy, kazałem im jeszcze raz policzyć [głosy]. Ten krzyżyk, skreślenie listy krajowej źle zinterpretowali. Komuniści w ostatniej chwili powiedzieli, że [niedokładne skreślenia] będą uznawali za nieprzekreślenie listy krajowej. [Cofnąłem liczenie głosów i jeszcze raz kazałem przeliczyć głosy]. Takie incydenty miały miejsce nie tylko w Kraśniku. Przecież cała rzecz polegała na tym, żeby lista krajowa padła.