Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Teatr NN

Olendry, Ukraińcy, Żydzi, Polacy. Ludzie żyli grzecznie między sobą - Helena Chróściewicz-Filipowicz - fragment relacji świadka historii z 13 stycznia 2017

Tak chyba z kilometr [od Wilczego Przewozu], bo było widać, była kolonia. [Ludzie] nazywali, że tam mieszkają Olendry, tak tam mówili na nich: Olendry. A to były takie małe kolonie Holendrów, którzy tam mieli ziemię. Ale jak się zaczęła wojna, to pouciekali i zostawili te kolonie, zniknęli szybko. Uciekli, wszystko zostawili. No, jak zaczęła się wojna, to wtedy mogli jeszcze coś zabrać, bo pociąg chodził, no i mogli pociągiem jechać do Chełma, czy dalej. A potem Niemcy, czy Ruscy, już nie pamiętam tego, wysadzili most. Jedno przęsło było zanurzone w wodzie, tak na ukos.

I potem jak powstała granica, tam od Bugu [wysiedlano] Ukraińców i wszystkich ludzi, zajmowano mieszkania, żeby odsunąć ludność od Bugu. Rosjanie pilnowali. I tych z Wilczego Przewozu wysyłali tam do Rożyszcz, to pamiętam nazwę, I dostawali tam mieszkania. To był powiat Luboml. Rożyszcze, to było z dziesięć kilometrów do Lubomla, tam, okolice Lubomla. W Wilczym Przewozie żyli wszyscy w zgodzie. Był jeden budynek, gdzie mieszkali Żydzi. I oni zajmowali się handlem. Zamiast do Dorohuska [jechać], to oni mieli wszystko w tym sklepie. I ludzie żyli grzecznie między sobą, nie tak, jak w tej chwili, że PIS-owiec i PO mało się nie pozabijają między sobą. A tam żyli w zgodzie ze sobą wszyscy. Pamiętam, że jak chodziłam z mamą do sklepu tego żydowskiego, zawsze byłam grzeczna, to trzeba przyznać, że „Dzień dobry” mówiłam wszystkim, a ta główna Żydówka, która była właścicielką tego sklepu całego, zawsze dawała mi albo jakiś dobry cukierek, albo coś. A na ich święta, to, jak mama poszła coś kupić, to ona robiła taki pakuneczek i powiedziała: „A to dla Aluni”. I nie brała za to pieniędzy - ”A to dla Aluni.” Ja bardzo lubiłam takie jakieś ciasteczko upieczone, a potem kąpane w miodzie. Tak mi to smakowało, że pamiętam to do dzisiejszego dnia. I zawsze mówiłam ”Dzień dobry” tej pani, tej Żydówce, a ona zawsze mówiła mamusi: „Ale pani grzecznie wychowuje te swoje dzieci.” Włodek czasem coś zbroił, jak to chłopak. Ale też był grzeczny, „Dzień dobry” mówił wszystkim, i ja też. No i pamiętam, że tam był taki biedny człowiek, Ukrainiec.

Mieszkał sam w domu, nikt do niego nie przychodził, bo mówili, że on trochę ma coś z głową i miał jeden garnek taki metalowy i w tym garnku gotował wszystko po kolei, i nigdy nie mył tego garnka. I mówili, że on jest trochę nienormalny. Nikt nie wiedział, skąd on tam jest, jaka jest jego rodzina, był samotnym człowiekiem. I tak, jak sobie tam nagotował, to siadał na ławce przed tym takim bardzo biednym domem i tak sobie tam siedział, i tak patrzył na ludzi. Mało mówił, mało do kogo się odzywał. Więc ja mówiłam zawsze: ”Dzień dobry” i szłam dalej. I moja mama mówi: ”I co ten Iśko tam robił?” A ja mówię: „Siedział na ławce i patrzył przed siebie, i ja mu mówiłam - dzień dobry, i on też coś tam mruczał.” No i mówię: „A jak się, mamusiu mówi do takich starszych ludzi, którzy nie mówią po polsku?” A mama mówi: „Zdrastwuj, się mówi.” No i ja kiedyś idę i mówię: ”Zdrastwuj” głośno. On popatrzył na mnie, uśmiechnął się, kiwnął głową i potem mówi do mojej mamy, czy tam ojca, już nie pamiętam, jak przechodził, to mówił: ”Ale ta wasza córka, Alunia…” wiedział, zapamiętał, jak mnie nazywali. Bo ja podobno jak byłam mała nie mogłam wymówić Helunia i mówiłam: – Jak się nazywasz? – Alunia. I powiedział: „Ona po naszemu powiedziała - Zdrastwuj.” A ja chciałam mu zrobić przyjemność. Więc taka byłam.

Byłam takim, no, takim oczkiem w głowie tych ludzi, uważali mnie, że jestem taka dobrze wychowana, bo mówię ”Dzień dobry”. A mi ich było szkoda, a tych dzieci też.

Ja zawsze, jak tam miałam jakieś coś, a spotkałam dziecko – czy cukierka, czy jakieś ciasteczko, to im dawałam. No, biedne były, ale nikt z nikim się właśnie nie kłócił. Ja potem mówię do mamy: „No, co się stało, mamusiu, dlaczego oni się biją?” Ja nie rozumiem też do dzisiaj tego, nawet nie rozumiem tych partii, przecież może każdy wierzyć, w co chce, ale dlaczego oni się ze sobą kłócą?