Kolekcja Marianny Turek
Marianna Turek (z domu Wiślińska) urodziła się w 1937 r w Konopnicy. Wojenne losy jej rodziny związane są z działaniem rodziców: Stanisława i Heleny Wiślińskich, którzy z narażeniem życia postanowili zaopiekować się nowo narodzonym dzieckiem swoich żydowskich sąsiadów.
Rodzina
Ojciec nazywał się Stanisław Wiśliński, a mama Helena, z domu Rutkowska. Nas było pięcioro. Siostra Zofia była najstarsza, później brat Piotr, następnie Bogdan, ja, no i brat Ryszard – ten, który się chował razem z tą Żydóweczką Ryfką.
To było takie miasteczko-osada zaniedbane. Ja byłam w ten czas mała, to nie bardzo chodziłam po tym mieście, tylko moi bracia starsi chodzili. Po prostu ciekawi byli, co się dzieje. To widzieli jak Niemcy trochę rynek uporządkowali, jak tam choinkę postawili, jak zabierali Żydów.
Ryfka Goldiner
W lutym 1943 roku moja mama urodziła brata. W tym czasie sąsiad, który znał Goldinerów, bo tak się nazywali, zaproponował żeby ojciec i mama wzięli na wychowanie nowo narodzone dziecko żydowskie. To była dziewczynka. No i rodzice zgodzili się, chowali ich jako bliźniaki. Myśmy na nią Hania wołali.
Ludzie domyślali się, że to jest dziecko pochodzenia żydowskiego, bo mama rodziła brata w szpitalu, więc była przy tym taka pani akuszer, Bartyrowa, bardzo porządna kobieta. Wiedziała, że mama urodziła jedno dziecko
Pożegnanie
Gdy skończyła się wojna, przyjechali rodzice po tą dziewczynkę. To pełne mieszkanie u nas ludzi było, Polaków. Zdziwieni byli, że udało się ojcu przetrzymać to dziecko. [...] Nie wiem ile w tym prawdy, bo to już słyszałam od mamy, że jak ci Żydzi wyjeżdżali, to dziadek Ryfki namawiał ojca: „Wiśliński, jedź z nami, bo tu komuna przychodzi, to nie będzie życia”.
No i ja, to prawie po 20 latach, napisałam list do Ryfki matki i o dziwo odpowiedź dostałam. I od tamtej pory pisałyśmy z nią listy. Ja składałam sobie dolary, bo chciałam pojechać do nich, chciałam zobaczyć tą Ryfkę.