Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Teatr NN

Ukrywanie się u polskiej rodziny we wsi Zawady pod Łowiczem - Jakub Guterman - fragment relacji świadka historii z 13 września 2009

Pewnego wieczoru... teraz jako dorosły człowiek to rozumiem w jakiej tragicznej sytuacji się ta siostra mariawitka znalazła. Wiesz, siostra mariawitka z krzyżem na piersi znalazła się z żydowskim obrzezanym chłopcem dziewięcioletnim. I co ona ma ze mną począć? To pewnego wieczoru siedliśmy tam przy wejściu do tej chałupy jej rodziny i tłumaczyła mi, że toczą się okropne walki w powstaniu warszawskim, że niemieckie samoloty systematycznie bombardują domy, czołgi toczą się przez ulice i rozwalają domy, i że... Mówi mi: „Wiesz co, Stasiek. Ja bardzo lubię twoich rodziców, wiesz, ale są malutkie szanse, żeby twoi rodzice wyszli z życiem. Już prawdopodobnie może już teraz nie żyją. To, co ja bym proponowała, żebyśmy jutro poszli do księdza do proboszcza, żeby cię ochrzcił. To nie boli, to kilka kropli wody święconej i nie będziesz musiał przez całe życie żyć w zakłamaniu. Będziesz miał… – pamiętam każde słowo co mi powiedziała – poza twoimi plecami będziesz miał tysiące sióstr i braci”. A wiesz, jak zaczęła mówić o tym, że moi kochani rodzice prawdopodobnie już nie żyją, to czułem takie słone łzy, co mnie krztuszą w gardle. I dotychczas nie wiem dlaczego to powiedziałem, bo nie wiem. Jestem, naprawdę jestem malusieńkim psychologiem. Powiedziałem, że: „Proszę pani. Ja bardzo cenię sobie co pani dla mnie robi, ale jednak urodziłem się Żydem i takim chciałbym zostać”. I ona bardzo ładnie się do tego odniosła. Nie męczyła mnie więcej, tylko nazajutrz przyszła i się spytała czy: „Jeśli ci znajdę jakąś lekką pracę w pobliskiej wiosce, zgodzisz się pracować u kogoś? U jakiejś rodziny, która nie będzie wiedziała w ogóle, że jesteś Żydem”. Na miejscu się zgodziłem i po dwóch dniach znalazłem się u pewnej rodziny w pobliskiej wiosce, która się nazywała Zawady. Tamta [wieś] się nazywała Wygoda, a ta druga Zawady.

Jesienią 1994 roku pojechałem z ekipą telewizyjną z Izraela po raz pierwszy do tej wioski. To było dla mnie niebywałym przeżyciem, niebywałym przeżyciem.

I wtedy byłem u takiej takiej rodziny wieśniaków. Mieli jeszcze jednego syna jakiegoś szesnastoletniego, ja miałem wtedy dziewięć lat. Jeśli dobrze pamiętam nie robili żadnych dyskryminacji między mną a ich synem. Odnosili się szorstko do obu nas.

Ale fajni ludzie, bardzo prości. Tacy wieśniacy. Stałem się pastuchem. Z rana dostawałem taką sporą pajdę razowego chleba, który pani domu piekła, kufel mleka prosto od krowy i to było moje jedzenie do samej nocy. Wieczorem kiedy wracałem z moimi krowami, siedem krów, na bosaka w takich lnianych portkach pełnych wszy. Z tymi wszami to była codzienna walka, z zabijaniem ich, to była nieustanna walka z tymi wszami. I tak chodziłem na bosaka po rżysku. Jeden wielki problem był, to moi koledzy po fachu, ci pastuszkowie, wieśniacy. Tam był taki mały stawik, taki basenik pośrodku między tymi polami. I latem było gorąco, to chłopaki się rozbierali, skakali do wody. A ja nie. To zaczęły się różne podejrzenia. I starałem się jako tako maskować. Pamiętam, że co niedziela to pędziłem pierwszy do kościoła. Nie pamiętam… A tak! Nie widziałem właściwie co tam robić, wiesz, bo ludzie otwierali usta, dostawali ten płatek. To ja robiłem to samo. Patrzyłem się w prawo, lewo, „Boże, odpuść nasze winy, Boże, odpuść nasze winy”– to ja się też waliłem w pierś.

Robiłem co mogłem, żeby się ratować. Nawet moja pani domu się zawsze szczyciła między sąsiadkami, byłem z tego bardzo dumny: „Jaki ten mój sierota warszawski, jak kocha naszą świętą Panną Maryję”. Ale będąc już w dziewięćdziesiątym czwartym roku z tą ekipą telewizyjną, byłem taki dumny z tego, że nikt mnie nie poznał, że jestem Żydem. To się pytałem tych moich rówieśników, teraz starszych ludzi: „Czy pamiętacie państwo tego małego blondynka z Warszawy, tego sierotkę, który tutaj był, pasł krowy?” „Panie kochany. Jaki tam sierotka. Żydek myśmy go nazywali”. Znaczy mimo tych wszelkich wysiłków... Ale jednak trzeba przyznać, że jeśli cała wioska wiedziała, że ja jestem Żydkiem, jednak nikt mnie nie wydał. A ja się dopytywałem: „A coście państwo zrobili potem z tym Żydkiem?” „Ano, rodzice szli do sołtysa, powiedzieli mu: Panie, weźcie tego Żydka stąd, bo nas Niemce rozwalą przez niego”. A ja mu się pytam: „Co się z tym Żydkiem potem zrobiło?” „Aaa. Wzięli go tam gdzieś. Ja wiem gdzie, co się z nim stało?” Znaczy to były trudne czasy, okropnie trudne czasy.