Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Teatr NN

Ucieczki Polaków z obozu na Majdanku - NN - fragment relacji świadka historii z 5 marca 2013

Od Fritza, ogrodnika właśnie ta grupa lubelskich działaczy uciekła, jeszcze później to miejsce było zaspawane, studzienka kanalizacyjna, zaspawali tę studzienkę Niemcy, tamtędy uciekli w kierunku Czerniejówki. Pięciu czy sześciu tam ich było. Tam jeden z tych [późniejszych] działaczy lubelskich był. Ucieczki były. Niejaki Małaj uciekł też.

Przypadek był taki, że jak robiłem na polu przy drutach poniżej krematorium, to w tym czasie drogą, obecnie Wyzwolenia, przyjechała na Dziesiątą do budynków żandarmeria niemiecka, lubelska, i za chwilę wyprowadzili człowieka w koszuli i w kalesonach. Prowadził go jeden do samochodu, a pozostali zostali w budynkach jeszcze. I on w pewnym momencie przeskoczył taki płotek i zaczął uciekać, a ten Niemiec za broń [złapał], ale coś mu tam nie wychodziło, było tylko słychać charczenie tego Niemca: „Halt!”. Jak już krzyku narobił, to [tamci] z budynku wyrwali się i zaczęli też pędzić za nim. W pobliżu budynku, gdzie ja mieszkałem, [rosła] duża sokora nad samą Czerniejówką, on tam dopadł, a oni z góry ustawili karabin maszynowy, jak strzelali, to on stamtąd uciekał w kierunku naszego budynku, ale Czerniejówką uciekał. Tak że oni przestrzelili nasz budynek, była nasza ścianka jedna przestrzelona, druga, drzwi przestrzelone, następne drzwi przestrzelone, następnie kula przeszła jeden tyłek, drugi tyłek łóżka drewnianego i przez framugę. A on uciekał przez Czerniejówkę w kierunku Abramowic. Z obozu przez te zewnętrzne druty przeskoczył Fritz, nasz ogrodnik, i też popędził. Gonił go aż do samych Abramowic, tam widocznie tamten się już zmęczył na tyle, że stanął, siadł, a ten do niego się bał podejść – bo tam ludzie opowiadali, jak to było przy Abramowicach – obszedł go wkoło, strzelił mu w nogę, a wcześniej strzelał i nie mógł trafić. Jak później wrócił, to krzyczał: „Scheiss Pistol! Scheiss Pistol!”. Nie Scheiss Pistol, tylko nerwy. Ci żandarmi w końcu tam go zabrali. Nazywał się podobno Gułaś, to był partyzant czy cuś takiego, on przeżył rozstrzeliwanie na zamku lubelskim, on i taki Kwater, który też na Dziesiątej mieszkał, tylko na innej ulicy, nazywali go Kwater.

Pamiętam do dzisiaj, mówili: „Gułaś i Kwater to przeżyli”. No, Kwater został zastrzelony później, pracował z władzą ludową i podziemie go zabiło, a [z Gułasiem] to nie wiem, co się później stało.