Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Teatr NN

Spartakiady drukarzy w czasach PRL-u - Marian Grudziński - fragment relacji świadka historii z 18 grudnia 2012

W drukarni mieliśmy świetlicę i przychodnię zdrowia. Także nigdzie nie trzeba było biegać, był podstawowy lekarz ogólny i dentystę żeśmy mieli. A na świetlicy to akurat tak wyszło, że przez parę lat jak już tam popracowałem to wybrali mnie koledzy na prezesa TKKF, Towarzystwo Krzewienia Kultury Fizycznej. Organizowaliśmy różne zawody, wydziałowe, potem znowu Spartakiady robiliśmy z Olsztynem, z Białymstokiem, Rzeszowem w ramach drukarni. Tam drukarnie też były i są chyba nadal. I wymiany takie żeśmy robili, oni przyjeżdżali do nas na zawody, my jeździliśmy do nich, co roku w innym mieście były Spartakiady trzydniowe, takie żeśmy robili. Były na to pieniądze z działu socjalnego, dyrektor jeździł też, bo był zapraszany. Na ogół był dyrektor Filipek, zastępca dyrektora Malinka, który w szachy grał. Jeździł z nami. Były znakomite, te czasy wtedy z tymi Spartakiadami, każdy był zadowolony, każdy czekał, kiedy będzie następna Spartakiada, co roku żeśmy robili te Spartakiady. Szachy, warcaby, tenis stołowy, piłka nożna, piłka siatkowa, przeciąganie liny bo to tradycyjne wszędzie. Jako TKKF to żeśmy dość prężnie działali bo i tutaj w Lublinie żeśmy grali w ligach TKKF-u miejskich, w piłkę nożną, w siatkówkę, w kometkę.

[Przychodnia działała] cały czas rano, później od ósmej do szesnastej. Także [jeśli] coś komuś dolegało, to do lekarza bez kolejki. Były ćwiczenia z samoobrony, bo wtedy musiał był w zakładzie pracy oddział samoobrony i ćwiczenia takie mieliśmy różne, zasadnicze. Ćwiczenia były na dworze, były w pomieszczeniu, ale tak, żeby nic nie uszkodzić, że niby że się coś pali i trzeba gasić. Bo na dworze to było, świeca dymna tam strażak rzucał, oprócz tego straż przyjeżdżała w razie gdyby coś się nie daj Bóg stało. Zabezpieczenie było, myśmy tam mieli ćwiczenia takie różne. Co dwa lata, ja nie pamiętam już do końca. Co dwa lata chyba było [to szkolenie], czy może jeszcze później. Nie pamiętam, nawet sam byłem w takiej formacji, bo wszyscy prawie musieli być.