Ślusarskich ; Ślusarscy (rodzina) ; Prędkiewicz, Julian ; czas wolny ; rekreacja ; rzeka Bystrzyca ; Bystrzyca (rzeka) ; projekt Lublin. W kręgu żywiołów - woda ; Projekt Lublin 1918-2018. 100 lat miasta w fotografii i wspomnieniach ; fotografie opowiadane ; Rury Jezuickie Kąpiel w Bystrzycy Na fotografii, którą posiadam jest rzeka Bystrzyca. To jest w tym miejscu gdzie ulica Muzyczna schodzi do rzeki. Rzeka wtedy nie była uregulowana. A ponieważ niedaleko mieszkaliśmy, przy ulicy Rury Jezuickie, więc bardzo często...
Fragmenty Relacji ze słowem kluczowym "Rury Jezuickie"
na Bystrzycy ; projekt Lublin. W kręgu żywiołów - woda ; Rury Jezuickie Wylewanie Bystrzycy Bystrzyca wylewała kilka razy tak, że rzeka płynęła przez jezdnię prowadzącą od ulicy Nadbystrzyckiej w kierunku mostu kolejowego na Rurach Jezuickich. Tam, gdzie ja mieszkałem. Wylewy przeważnie miały miejsce wiosną.
My chłopcy z Lublina, to [towarzystwo] łobuziowate było, nie chciało się uczyć. Jak przyjechały ze wsi, to uczyły się wieczorem. A my tak: były łąki, Żelichowski był taki sędzia, to była jego własność. Na tych łąkach zrobiliśmy boisko i graliśmy. [Właściciel] przyjechał, a brejdak mój, Zbyszek prosi: „Panie! To przecież jest nasza młodość, my tu mamy gdzie grać!”. A on mówi: „A to krowy was nie obchodzą!”. Rysia matka pasła tam krowy i moja też. A myśmy nie patrzyli na...
Do szkoły powszechnej uczęszczałem na Rurach. Później zacząłem naukę w Technikum Drogowym przy ulicy Długosza w Lublinie, nie skończyłem tej szkoły, ale tam zacząłem boks w 1951 roku. [Tam trenował] kolega Zbyszek Kubicki. Zagadnąłem go: „Czemuś ty nie był wczoraj w szkole?”. A on odpowiada: „Bo ja byłem na treningu, w Domu Żołnierza”. Ja pytam: „Gdzie jest Dom Żołnierza?”. Poszedłem z nim. Tam właśnie poznałem trenerów: pana Stanisława Zalewskiego i Jana Kowalczyka. Pan Zalewski był wspaniałym człowiekiem. Jak mnie spotkał,...
Wehrmacht miał manewry i później przyszli do nas, bo tatuś przecież był szewc. Patrzę, a oni mieli napisane: „Bóg z nami”, mówię „Bóg”. „Ooo, gut, gut” – poklepał mnie po głowie Niemiec. Pamiętam Hitlerjugend, mieli czarne koszule i spodenki, finki z boku. [Pamiętam], jak oni Żydów za pejsy ciągnęli.
Moja babcia była z Lublina, a mój dziadek przyjechał z Chorupnik, miejscowości koło Krasnegostawu. Dziadek ożenił się z babcią. Mieli trzech synów: Janka, Witka i Kazika i trzy córki: Helę, Władkę i Zośkę. Kazik to mój ojciec, był szewcem. Wszyscy mieszkaliśmy na Rurach, tam urodził się ojciec, wszyscy tam się urodziliśmy i wychowaliśmy. Mojego dziadka Marcina zastrzelili w 1906 roku. Dziadek był sołtysem. W nocy zastrzelili go w stodole, spał sobie. A ojciec urodził się jako pogrobowiec. Dziadek [od strony...
Pracowałam u Niemców, kiedy jeszcze wszyscy byli w getcie. Wzięli mnie za brata. Chcieli mojego brata, ale mój brat wtedy już pracował u Grafa. Nie wierzyli, moją mamę chcieli wziąć, to moja starsza siostra nie dała. To chciał bić moją mamę. Wtedy moja siostra powiedziała: „Ty nie będziesz bił mojej mamy”. To on chciał moją siostrę wziąć, ona się nie dała i bił ją po głowie pałką. Chciał ją wziąć przez te schody na dół, na ulicy było już dużo...
Duże wspomnienia mam ze szkoły na Strażackiej, bo tu od Strażackiej rozciągały się Rury Jezuickie. Na Rurach Jezuickich bardzo dużo miałam koleżanek, tam chodziłyśmy na sanki, były górki takie. Na Rurach Jezuickich był też dwór Michalewskiego, w którym straszyło. To było bardzo wielką atrakcją, ludzie się bali, że tam w nocy przyjeżdżają czarownice na miotłach i diabły tam robią wesele z czarownicami. Dzieci w to bardzo wierzyły: taka była legenda. Wszystko było odsłonięte i zabezpieczone, tylko że mur był pęknięty...
Jak chodziłam do szkoły, to fascynowały mnie Rury Jezuickie, gdzie chodziłyśmy z dziećmi na sanki, chodziłyśmy barwnymi jarugami, które opisywałam później. Tam był dwór Michalewskiego, w którym mówili, że straszy. Dzieci się bały, że tam przylatują w nocy czarownice, że mur pękł, że tam się dzieją różne rzeczy takie niesamowite. To wszystko było takie bardzo ciekawe.
A to jedne z najpierwszych, fotografii z moich takich dalszych wypraw. Z moich wiosennych wypraw na Rury Jezuickie. Ja wtedy mogłem mieć czternaście, piętnaście lat, więc to jest gdzieś [19]60, góra [19]61 rok. Lublin się kończył wtedy na ulicy Głębokiej. Dalej się zaczynały pola. Wąwozy i pola. W okolicach ulicy Głębokiej to jeszcze jak cię mogę, a potem rosło zboże i dalej się już wąwozami szło. Jak nie było mokro można było rowerem pojechać, furmanką, a najlepiej pieszo. Ja tam...
Pierwsze Rury to były od ulicy Głębokiej do kolejki. Później były nasze Rury Jezuickie, potem Wizytkowskie, które ciągnęły się do szosy kraśnickiej, za nimi były Bonifraterskie. To były cztery Rury. Do szkoły chodziliśmy tak: Wizytkowskie, Bonifraterskie, Jezuickie. Jeszcze chodzili z Wrotkowa do nas do szkoły. Nasz adres to Nadbystrzycka 115, tu mieszkałem do 1955 roku.
Jak ja przyszedłem do szkoły, to kierownikiem był Rucki. A później był kierownikiem Gustaw Szulc. On nie kończył studiów, guwernantka ich uczyła, przychodziła do niego do pałacu. Jego babka była hrabianką. On był taki szczery człowiek. Miał dwa stopki, słomę i szedł na Stare Miasto, do córki nosić i do Świdnika w gumowcach! Zawsze, jak jego była lekcja, to nigdy nie trzeba było się spieszyć, bo zawsze się spóźnił, mimo że mieszkał w szkole. Dużo czytał i na starość oślepł....
Byłem tam z mamą. Pamiętam, jak mnie trzymała, to był 1949 rok. Miałem dwanaście, jedenaście lat. Ile ludzi było, Boże! A tam było niebezpiecznie. Przed Katedrą, po lewej stronie były gruzy, tam w czasie wojny bomba [wybuchła] i to gruzowisko mogło się zawalić. Ale jakoś, dzięki Bogu, nic się nikomu nie stało. Naprzeciwko naszego mieszkania [przy ulicy Nadbystrzyckiej] była stodoła [sąsiadów]. Rano otwierają się drzwi, a tam spało ze 20 osób. Bo do Lublina nie można było dojechać, tylko oni...
Jak jest WSI [Wyższa Szkoła Inżynierska, obecnie – Politechnika Lubelska], to po drugiej stronie, jakieś 200 metrów, więcej może, cegielnia była. Teraz jest tam postawione osiedle. Wszystko jest zabudowane. Tej cegielni już nie ma. Pamiętam, jak pracownicy mieli takie łapki i cegłę, bo była gorąca, wozili wózkami. Najpierw wywozili tę surową. Układali tam i to później podgrzewali. Był pan Ziemlewski, on palił w piecach. Paliło się od spodu i cegła wypalała się. Ja woziłem piach do tej cegielni! Miałem 14...
Tatuś mój pożyczył od stryjka Janka, mojego chrzestnego ojca, 200 zł i kupili w Lubartowie dom. Pojechali w pięciu furmankami, rozebrali ten dom i przywieźli go, później złożyli go u nas [na ulicy Nadbystrzyskiej]. To był tylko pokój z kuchnią. Ale pokój miał chyba 30 metrów, duży był, kuchnia mniejsza. Mieliśmy ganek, piwnicę. Często jeździłem do cegielni. Na cegle było napisane „Rury”, jeździłem tam z sąsiadem. Przywoziliśmy cegłę i składaliśmy ją w pryzmy. [Nasza] piwnica była zbudowana z cegły z...
Mama pracowała w sklepie, ale tatuś był zazdrosny i zabrał ją stamtąd. Mama [została w domu]. Było nas czworo dzieci, to mama miała mało pracy z nami? A jeszcze mieliśmy 86 arów pola. Sadziło się kartofle, buraki, siało się pszenicę, żyto. Mama, jak poszła w pole, to wzięła sobie litr wody i cały dzień przesiedziała w polu. Moja mama to tylko się opracowała, nic nie użyła na świecie. Mama 14 razy chodziła na pielgrzymkę do Częstochowy, chociaż miała żylaki na...
Sklepów było multum, ale chodziło się do jednego. Chodziło się do tego, gdzie miało się kredyt. Bo jakby się poszło do drugiego, to kredyt nie tu! Także się tego pilnowało. Myśmy brali zawsze od wujka, bo to kuzyny.