Mój ojciec był na weselu żydowskim, był zaproszony. Przyniósł ciasto do domu i opowiadał. Szklanka jest z wodą i panna młoda staje [na nią], bo ona ma pęknąć, zbić się po prostu. [Żydzi] jedli rybę, chyba zad jedli z cielęciny czy z wołowinki, a przód sprzedawali. Tak mi się zdawało. Był w Puchaczowie taki pan, co wędliny robił i handlował. Zawsze wołał bawiących się chłopców, żeby kiełbasę spróbowali. Rodzice się trochę gniewali, ale chłopaka nie upilnujesz, jeszcze przyszedł i mówi...
Fragmenty Relacji ze słowem kluczowym "Kolonia Brzeziny"
Mój ojciec robił wozy drewniane, beczki robił, wszystko musiał robić. I domowe rzeczy też robił. Miał gospodarstwo i gospodarstwem się zajmował. W zimie to sobie robił [różne rzeczy], warsztat miał. Na początku, jak był młody, tylko się [rodzice] pożenili, to robił wozy, dorabiał tak. Robił trumny nawet, a potem się babci nie podobało, a to był dobry zarobek na wsi. Do dzisiejszych to wcale nie były podobne [tamte trumny]. Kiedyś to nieśli na ramionach panowie, trzeba było dobrać czterech równych,...
Myśmy mieszkali na kolonii. To był folwark sparcelowany już i ojciec kupił ziemię, tak wszyscy kupowali. Wieś była, a nasza droga na południe szła. Tam było z dziesięć budynków i to się Kolonia Brzeziny [nazywało]. We wsi była gmina, bo gmina była Brzeziny zawsze. Nasze dzieciństwo było smutno, bo mama umarła wcześnie. [Miałam] dwa i pół roku, jedna [siostra] dziewięć, druga osiem [lat]. Nas wychowywała babcia, Anastazja Kępa, z ojcem. Na początku, jak mama umarła, była służąca, bo babcia nie...
Mąż poszedł do terminu, jak się mówiło kiedyś, no to tam cztery lata był. Tam się trochę płaciło i tam robił. Jak była robota u krawca, trzeba było gnój wywieźć, bo miał też swego pola trochę, to szli chłopcy, ci uczniowie i robili. Jak trzeba było szefowej [coś] przynieść, podać, no to poleciał chłopak i przyniósł, jak był chętny. I mąż był bardzo lubiany przez panią Ptaszkową. Mąż poszedł z moim szwagrem do wojska, bo po wyzwoleniu, to był [19]44...
Byłam w domu, u nas była w domu robota – mamy nie było i trzeba było robić. Potem siostra jedna wyszła za mąż, no a ja zostałam i też mi kazali wychodzić za mąż. Chodziła w wieczór, w nocy banda. To była codzienność. Sąsiadka mieszkała w takim baraczku, bo jej mąż umarł, mieli się budować, ale on zachorował na zapalenie płuc, umarł i ona tak mieszkała. Tam bracia z nią byli i jej kuzyn z Mełgwi – wykupił go ojciec...
To bardzo szybko nastąpiło. Jak Lublin bombardowali, to od nas było widać, jak bomby leciały, ogień. Szwagier już wtedy był w Lublinie, jakoś przyszedł rano z Lublina, to mówił. Potem Niemcy zaczęli już uciekać. Szosa była w Brzezinach, to było słychać te ich koła. A na drugi dzień rano już przyszli Sowieci. Zaczęli strzelać, u nas koło stodoły leżała kula taka, nie wypaliła. Ojciec tylko przestawił konia z miejsca na miejsce. U sąsiadów róg domu oberwało, strzelili i trafiło. W...
Początek [wojny] pamiętam, był bardzo smutny, bo dużo ludzi jechało na wschód. Licho wie po co. Tak że się piekło co drugi dzień chleb, bo trzeba było ludziom dawać, kupowali. No ale to trwało chwilę, a potem 17 września przyszli Ruscy do nas. Mieliśmy bardzo przykrą sprawę z nimi. Zobaczyłam w oknie, że jakiś idzie żołdak oberwany, ze sznurkiem na szyi. No ale ja młoda, wybiegłam z domu, a on zaraz do mnie – coś tam gada, ja nie rozumiem,...
To się miało zaczyn taki z pytlowej mąki, u nas się piekło chleb pytlowy, czasem razowy, ale to rzadko było. No to się miało taki zakwasek w dzieży, był trochę przysypany. Dzieży się nie myło w środku nigdy, tam leżało taka kupeczka tego zakwasu, to znaczy zostawiony był z poprzedniego – trochę się dzieżę wyskrobało, trochę się zostawiło, garstkę, i to sobie stało w dzieży. No i jak się miało piec chleb, to wieczór [przed] się brało trochę wody i...
U nas [w piecu] się paliło torfem. Ojciec mój obsuszał łąkę, najmował takiego pana, co tym się zajmował – kopał szpadelkiem łąkę i torf układał w sągi, później ojciec tylko sobie zwoził. Fajerki były, takie kółka, zdejmowało się [je] i się głębiej [garnek stawiało]. Garnki były głębsze, nie takie jak teraz, że płaskie mamy, tylko się wpuszczało trochę [w otwór]. Jak był duży ogień, [to można było] zagotować [coś], jak potem miało się pomału gotować, to się nawet i zamknęło...
Był taki zwyczaj, że we Wszystkich Świętych po południu [szło się] na nieszpory, tak było w Puchaczowie przynajmniej, i szło się na cmentarz. Tam ksiądz tylko procesję robił, przeszedł dookoła i pomodlił się. I tyle było. [Jak] jaki kwiatek gdzie został, to jeszcze tam ktoś zaniósł albo do lasu szli i trochę świerku [przynieśli], jakieś liście. Choinka była w domu. Szło się w nocy na pasterkę, kto miał ochotę. U mnie to była kapusta z olejem, fasola, ryż, kompot był...
Była balia i tarą się prało, ale to też dopiero w trzydziestym którymś roku. Moja siostra uczyła się szyć zaraz po szkole i lubiła swoje prace, a nie chciała [prać], przecież było parę osób w domu. Jak któraś tam chciała, żeby jej sukienkę uszyła, [mówiła:] przyjdź prać, to ja będę szyła, a ty będziesz prała. A jak babcia z nami rządziła, to się prało w balii. Babcia opowiadała, że proszku nie kupowali, tylko popiół drzewny się [zbierało], była jakaś beczka...
Zaczęłam chodzić do szkoły w [19]32 roku. To była nowa szkoła, moje siostry chodziły jeszcze po mieszkaniach. W [19]32 roku oddali szkołę, to była ładna szkoła, piętrowa, sala gimnastyczna była. Przed wojną była ta jedna, później była tam jakaś jeszcze w Ostrówku sześcioklasowa, a ta była siedmioklasowa. Były sale, był pokój nauczycielski osobno. Na drugim piętrze była sala gimnastyczna. Na gimnastykę mieliśmy ubrania, majtki takie, nazywały się szarawary, i bluzka biała, zwykła. Okna były duże, schody smarowane ropą, ciapy trzeba...