Chciano kołchozy zakładać. Tu przecież majątek był, a Saby łojciec to był pisarzem w tym majątku. Mieszkał później tutaj na końcu Matczyna w tym miejscu, co kiedyś miał ten Żyd sklep. Tam mieszkał, miał blisko, i pisarzem był w majątku. No, kotłowało się tak. Niektórzy byli tacy, tu z tego folwarku, że chcieli tego kołchozu i podpisywali się. Tuzwiązki to się nikt nie chciał podpisać nawet, żeby tam do tych kołchozów się zgłosić. To nie było związki, tylko z tych...
Fragmenty Relacji ze słowem kluczowym "kołchozy"
Mama trafiła do kołchozu w ramach wypędzania kułackiego ducha. I kto był najbardziej okrutny? Jakiś przybysz? Ukrainiec? Rosjanin? Nie. Polak. Pozbył się [porządnego] człowieka, który był wojskowym i nie miał pojęcia o „choziajstwie”, ale chodził do bogatych gospodarzy i pytał: „Słuchajcie, jak to [robić]? Po czym tam siać? Jak z tym bydłem?”. On się radził wszystkiego, jak postępować, żeby to przynosiło zyski. I faktycznie, rok był taki szczęśliwy, lato było przepiękne na Wileńszczyźnie, że był urodzaj, więc i nadwyżki. I...
Było to w poniedziałek, w dzień targowy, koledzy umówili furmankę, którą mieliśmy wyjeżdżać. Z pięcioma żydowskimi kolegami pojechaliśmy furmanką do Izbicy, gdzie zanocowaliśmy, a potem dalej, przez Zamość, Tomaszów i pod Bełżcem we młynie czekaliśmy na przewodnika. [...] Po północy przeszliśmy przez tory kolejowe Bełżec-Lwów. Na skraju lasu była granica niemiecko-rosyjska. [...] Potem sami doszliśmy do Lubyczy Królewskiej, [...] a następnie wynajętą furmanką pojechaliśmy do Rawy Ruskiej. Działał tam komitet żydowski, który pomógł nam w kupnie biletów do Lwowa. [...]...
Po wojnie niby było trochę lepiej, spokojniej, bo skończyły się partyzantki, skończyły się te rabunki, skończyły się kradzieże. No ale z kolei zaczęły się te wywózki za Bug. W czterdziestym siódmym roku wywieziono więcej jak pół naszej wsi. A część Ukraińców zostało, ale to tacy zostali najbardziej bogaci, którzy mieli dostęp do różnych władz swoich, którzy tam gdzieś byli w urzędach, którzy wiedzieli, co ich czeka, ale potem byli wywiezione na zachód, na ziemie odzyskane, i bardzo dobrze im tam...
A jak się żyło w kołchozach? Żyło się fatalnie, bo w ramach wypędzania kułackiego ducha tak właśnie popisał się ten przewodniczący kołchozu, że kobiety, które miały duże gospodarstwa, należy jakoś upokorzyć. Jak do tego dochodzi, że jest głód? Bądź, co bądź, Wileńszyzna takim [terenem] znowu ubogim nie była. Czyli były jeszcze zapasy zboża, ludzie obsiewali tam te swoje mniejsze, czy większe gospodarstwa, ale żeby pozbawić ich możliwości, żeby mogli to kontynuować, uprawiać swoją własną ziemię, to któregoś mroźnego dnia wypędzono...
Wstąpiłem do grupy „Lwa” połączonej z "Zaporą", to był odcinek "Zapory". W tej grupie cośmy robili? Mieliśmy powielacz, maszyny i pisaliśmy, żeby nie dopuścić do powstawania kołchozów, do spółdzielni produkcyjnych. Na Ukrainie przy robieniu kołchozów umarło 5 tysięcy ludzi z głodu, myśmy o tym wiedzieli. Więc tacy organizatorzy [kołchozów] dostawali baty – trzydzieści, dwadzieścia łańcuchów od roweru w tyłek. Solą się posypało. Siedzą spokojnie. Niektóre spółdzielnie zawiązały się, ale rozlatywały się na skutek konspiracji. Konspiracja ich goniła. Jakie konspiracja miała...
Zaczęliśmy walczyć od razu przeciw kołchozom. Organizatorom w nocy manto się sprawiło. Nie zabijaliśmy, tylko wystarczyło jak żeśmy wlali w dupę dziesięć łańcuchów od roweru. Miesiąc czasu leczył dupę. Na tym okolica wygrała bardzo dużo. Nie stworzyły się te spółdzielnie produkcyjne. W tych spółdzielniach co było? Dziadostwo. Na Ukrainie przy produkcji kołchozu umarło 5 milionów ludzi. Żeby w Polsce Armia Krajowa skapitulowała, żeby dopuściła tej spółdzielni, produkcji tego kołchozu, to samo by było co na Ukrainie. Jednak się nie dopuściło...