Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Teatr NN

Wybuch II wojny światowej i bombardowanie Lublina - Kaliksta Socha - fragment relacji świadka historii z 21 maja 2012

Och, wybuch wojny bardzo mi się zapisał [w pamięci], bo ja poszłam do sklepu, nie było mnie w domu… Biegłam. Jak koło elektrowni, bo na Elektrycznej mieszkałam.

Wpadła bomba w ten żwir, w ten węgiel taki do palenia. Bo to nie jest węgiel, tylko taki żwir. Jak ja biegłam z tego sklepu... Bo najpierw nas zamknęli w takiej bramie na Długiej. I tam sklep był. I tam poleciałam po mleko… I jak ta bomba tam spadła w ten żwir, to się zrobiło zupełnie ciemno. Zupełnie ciemno. Ja biegłam szybko i mnie ten żwir po nogach. A przyszłam do domu, to wszyscy w piwnicy byli. Myśmy wszyscy do piwnicy weszli. A ojciec nasz przyjechał rowerem z pracy… To był drugiego września, bo ojca imieniny były, Stefana. I ojciec przyjechał i nas wszystkich wygonił z piwnicy i takie okopy były robione na takim placu. I do tych okopów nas tam wyganiał… Przed samą wojną to już robili właśnie te okopy, wykopy. Takie w zygzaki. I tak żeśmy się tam chowali. Jak był alarm, to wszyscy do tego okopu. Ale to nie było przykryte niczym. Jak odłamki jakieś leciały, to… Bo to blisko było lotnisko i ta elektrownia. I dworzec przecież niedaleko… Takie punkty właśnie, gdzie bardzo bombardowali.

Dlatego tam, gdzie mieszkaliśmy, było zaraz zbombardowane. I później przenieśliśmy się na Wieniawską do ciotki, ojca siostry. I stamtąd, jak było ze dwa tygodnie taki nalot był, bo wojska dużo było na placu Litewskim, pamiętam. Tam był Rydz-Śmigły wtedy. Jak tam zaczęli bombardować, to powiedział do żołnierzy, bo ojciec akurat po buty poszedł do Baty. I przyszedł właśnie i nam opowiedział.

„Żołnierze, każdy na swoją drogę rozbiec się. Każdy na swoją rękę rozbiec się”. Czyli wszystkich uwolnił… No i wtedy właśnie to pamiętam. I później jak ojciec przyszedł, to już po tym bombardowaniu. Wtedy bardzo duży nalot był. Całe Krakowskie właśnie. To uciekliśmy do dziadka do Pliszczyna na piechotę. Na Ciecierzyn tędy szosą uciekaliśmy. Jakaś policja ewakuowała się na wozach z końmi takimi. Troszkę nas tam podwieźli i też nadleciał samolot i jak zaczął z karabinów maszynowych, to my wszyscy w kartofliska pokładliśmy się, uciekliśmy z tego wozu. No i później odleciał… Wtedy dużo ludzi uciekło z Lublina. Gdzie kto mógł, to uciekał. Gdzie kto mógł, to uciekał, żeby się ratować, no bo były naloty stale… Ja miałam taki rozstrój nerwowy właśnie po tym pierwszym bombardowaniu, jak tylko usłyszałam syreny, że wyją. I teraz do dziś mam to, jak karetka jedzie, to mnie dreszcz przechodzi taki…