Godzina policyjna w czasie okupacji - Kaliksta Socha - fragment relacji świadka historii z 21 maja 2012
Okupacja to były moje najmłodsze, moje najładniejsze lata. I nie można było nigdzie wyjść, bo policyjna godzina. W zimie była godzina dwudziesta, a w lecie dwudziesta pierwsza. Więc co to było, jak ja pracowałam do dziewiętnastej? Nigdzie już po pracy nie mogłam wyjść. Nigdzie. Do kina nie mogłam. Bo jak do dziewiętnastej pracowałam, no to... A kino to już trzeba było na dwudziestą być w domu w zimie, a w lecie na dwudziestą pierwszą… A na ulicy to różnie, na ulicy różnie się zdarzało. Wiem, że raz szliśmy, właśnie miała koleżanka ślub. I szliśmy. Już było po policyjnej godzinie. Jeden z kolegów pracował w straży i miał takiego Niemca znajomego. Bo on miał przepustkę i on miał nas przeprowadzić do domu… No i oczywiście patrol nocny nas zatrzymał… Ja właśnie z koleżanką schowałyśmy się w bramie… A ten kolega tam miał się tłumaczyć z tymi Niemcami. Trochę nas jeszcze uciekło tam gdzie się dało, bo nas sześć osób chyba wracało. I wtedy ten kolega, który miał tak nas bronić, najbardziej dostał od tych Niemców. No nie chcieli uznać mu. Chociaż tam po niemiecku się z nimi tłumaczył i on pracował, miał tą swoją kartę. I tu powoływał się na tego swojego właśnie kolegę Niemca. No ale co tam oberwał, to oberwał. A myśmy szczęśliwie jakoś tak pod tą Psią Górkę się dostały, to mogłam się na tą tylną naszą uliczkę dostać tamtędy.