Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Teatr NN

Wiktor Ziółkowski - Edward Hartwig - fragment relacji świadka historii z 18 stycznia 1999

Ziółkowski był pierwszym krytykiem w mojej pracy fotograficznej,. Ja, szczególnie po powrocie z Wiednia, zmieniłem swój styl, nie zmieniłem tylko budy, ale uzupełniłem sobie sprzęt, tam zostałem. Ponieważ ja żyłem z fotografii już wtenczas, to miałem gablotę, w której co miesiąc wystawiałem dwa portrety 30 x 40. To tylko Dorys w Warszawie tak pokazywał i ja w tamtym czasie, bo to reszta to były pocztówkowe zdjęcia nasadzone całe mnóstwo. I jak tylko zmieniałem, to przychodził zaraz Ziółkowski. I tak żeśmy rozmawiali i w międzyczasie jak ktoś przyszedł, tak zwany klient, to on zmieniał temat i mówił: „panie Edwardzie, te portrety, które pan wystawił w tym miesiącu, naprawdę są takie, śmakie i owakie”- chwalił. Jak ten wyszedł facet - mówił: „ja mam zastrzeżenia, ja myślę, że to można trochę inaczej potraktować” wiec on był właśnie pierwszym moim takim rzeczoznawcą, krytykiem. Później sam fotografował, miał Leicę, zbierał te różne świątki, namawiał mnie, żebym z nim gdzieś tam pojechał, to gdzieś tam jest ludowy twórca, kilka razy pojechaliśmy razem do Kazimierza, tam mnie poznał z tymi wszystkimi malarzami, był z nimi zaprzyjaźniony i on zdawał sobie sprawę, ze temat żydowski jest fantastyczny do malowania i fotografowania. On sam Żydów nie fotografował. Fotografował Chrystusika, sztukę ludową, mnie nawet jest trudno powiedzieć - on był przecież dyrektorem muzeum jakiś czas, miał na przykład zbiory wycinanek ludowych, on to fotografował, robił dokumenty, to mu sprawiało przyjemność. Natomiast nie znam zupełnie fotografii jego jako twórcy. On widocznie też widział pewne możliwości, ale w tamtym czasie to malarz to był malarz. Ale to był naprawdę koneser fotografii, między innymi. On tu bywał u mnie, już jak się sprowadziłem do Warszawy, ja wykorzystywałem go wielokrotnie jako model, obfotografowywałem go dosyć często, on w Warszawie znał wszystkich - dyrektora muzeum, jednego, drugiego, wszystkich tutaj znanych twórców znał doskonale, później on pisał nawet do pism zagranicznych, pisał różne recenzje o polskiej sztuce, ale nie jako Ziółkowski, ale jako Kot. Nie wiem dlaczego to tak. Ziółkowski to jest taki akumulator w moim życiu, bo on mnie nie zniechęcał, tylko on mnie bardzo zachęcał i on twierdził już wtenczas, że fotografię należy poważnie traktować. Ziółkowski to jest legenda, ja nie potrafię opowiedzieć o nim. To był nadzwyczajny człowiek, niedołężny może trochę, wspierający nie sam, z własnej kieszeni, ale poprzez rekomendację dla ludzi, którzy mieli pieniądze - adwokatów, lekarzy, polecał artystów, no i konkretne obrazy.