Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Teatr NN

W stanie wojennym wezwany byłem na "górę"... - Tadeusz Wacław Budynkiewicz - fragment relacji świadka historii z 6 czerwca 2005

W stanie wojennym, to wezwany byłem na górę, bo to w każdym zakładzie to był taki UB-owiec, taki, jak to się kiedyś to opiekun. Taki opiekun nawet nad partią. Taki opiekuńczy, to major był.

Ja z nim współpracowałem, dobrze współpracowałem, nie politycznie, tylko robiłem dla niego różne prace, roboty, nawet exlibrisy robiłem też dla niego. Nie mogę sobie przypomnieć, jak to tacy byli nad wojskiem? W Związku Radzieckim taki, taki jeden taki partyjniak. Politruk. To tak samo i tu w zakładzie był też taki, że bez niego się nic nie odbyło. On decydował, to był jeden kapitan, nie major. On był majorem. No ja z nim współpracowałem, zawsze jemu tam różne roboty robiłem, nie takie szkodliwe. No i wtedy zostałem wezwany na górę do niego. Tam dwóch UB-owców było. Chcieli mnie aresztować. On tłumaczył przecież nic, tego, siego, czyli obraniał, bronił mnie. No, ale to nic nie pomogło, nawet moje prace, exlibrisy co też zrobiłem dla partii, bo on tam coś miał do czynienia z partią, dał tym UB-owcom. No, potem zeszliśmy na dół, rewizja, tu gdzie ja, przy stanowisku moim rewizja, no nic nie znaleźli. No i ja jeszcze jak wychodziłem to jeszcze ręce z tyłu tak na krzyż złożyłem, że już jestem aresztowany, bo już poczułem.

Pojechaliśmy jeszcze raz na górę, tamci się ubrali, zeszliśmy i pojechaliśmy do Wojewódzkiego Domu Kultury, bo wtedy się tak nazywał, Wojewódzki Dom Kultury. Tam zrobili rewizję. Też nic nie znaleźli. Zara powiem dlaczego co robili. I do domu pojechaliśmy. Zabrali mnie ulotki podziemne, znaczki też podziemne mi zabrali, miałem też pisma podziemne, tylko te stare, co jeszcze nie było stanu wojennego. Ale jak już stan wojenny był, przed stanem wojennym też wychodziły jakieś tam pisma Solidarności, tylko oni mieli zezwolenie, taka gazetka wychodziła, to mi ją zostawili. Znaczki, to wszystko pozabierali. Zabrali i na Północną zawieźli mi. Tam mnie zawieźli na Północną, oczywiście rozebrałem się tego, śmego i tak. No i tam przez 3 dni byłem na Północnej. Rano zjadłem śniadanie, dali śniadanie, obiadu nigdy nie jadłem, bo na przesłuchanie do Komendy Głównej na Narutowicza. Jak mnie zawieźli, to już było po obiedzie, to tylko zdążyłem kolację zjeść. O tyle tam było dobrze, że miskę dostałem, na kolację chleb był i w misce kawa. Jak tą kawę wypiłem, to miska zostawała, że mogłem sobie zrobić. I nawet wodę, kto chciał to wodę mógł w tej misce trzymać. No i tak przez 3 dni, przez 3 dni tak mnie ciągnęli.

No i po 3 dniach mnie puścili, sznurowadła włożyłem w buty. Oczywiście dowód zabrali, a w dowodzie miałem, że mnie to uratowało, to znaczy nie tyle, że mnie uratowało, tylko nie męczyli mnie. Może przeczytam: „Nadaję Budynkiewiczowi Tadeuszowi, synowi Franciszka brązowy medal za zasługi dla obronności kraju”. Jaruzelski podpisał. I oni jak to zobaczyli, no może by tam coś jeszcze więcej, ale już zostawili. „A na co wam te znaczki, te pisma?” Ja mówię: „jak bym uzbierał, to bym przekazał to do muzeum. Ja bym tego nie trzymał”. No i tak dali mi spokój. I po 3 dniach mnie puścili.