Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Teatr NN

Spotkania w Palikijach - Małgorzata Nalikowska - fragment relacji świadka historii z 29 stycznia 2010

Na pewno nie był człowiekiem, który zajmował się gośćmi w ten sposób, że roznosił wino i talerze – od tego były tam inne osoby. On był od tego, żeby dawać siebie, czyli po prostu w ramach tych grupek ze wszystkimi rozmawiał tam przy stole, gdzieś go zgarnęli na dyskusję na jakiś temat, za chwile jakaś grupka panów go zwinęła na dyskusję na inny temat, albo też chciał z kimś porozmawiać. Były takie jedne smutne imieniny Małgosi, bo to wtedy, poprzedniego dnia dowiedział się, że ma tą chorą nerkę. I ja się dowiedziałam jak tylko przyjechałam na te imieniny do Palikij[ów], gdzieś tak w jakiejś cichej rozmowie od Małgosi i potem taki był stra[p]iony, nie bardzo umiał sobie z tym poradzić. Ja też byłam tym wszystkim zaskoczona. Jakieś takie rozmowy: „W takim razie, gdzie on tą nerkę ma?” - jakieś narady bojowe. Tak się poczuł strapiony tym, że on jest chory i może komuś przysparzać kłopotu. Tak bym to określiła. Był taki moment na tych imieninach, że tak przy ganku poszedł tak drogą, z nikim nie rozmawiał.

Wszyscy się świetnie bawili. Nikt przecież o tym nie myślał, że to jakaś choroba, która może być śmiertelna. Niektórzy w ogóle jeszcze o tym nie wiedzieli. Ktoś tam zapytał: „A cz[e]m[u] Zbyszek tam stoi koło ganku taki strapiony?”. Ja mówię: „No bo chory jest. Dowiedział się, że tą nerkę ma chorą no i tak chyba przeżywa”. No i tak się potoczyło z tą chorobą po prostu. Myślę, że w ogóle w czasie całej tej choroby to niewiele o niej rozmawiał. I przychodziło się go odwiedzać kiedy był bardzo chory w domu, albo w szpitalu po jakiejś tam kolejnej operacji. On oczywiście omawiał wszystkie bieżące tematy poza swoją skromną osobą, któr[ą] oczywiście uważał, że nie jest tematem. Bo że bardzo cierpiał to, co najwyżej powiedział dwa razy, że go bardzo boli i to się tak mniej więcej do tego ograniczało. Myślę, że w ogóle za mało się skarżył i że może to niedobrze, bo może mogliby mu lekarze bardziej ulżyć w cierpieniu, gdyby był takim pacjentem bardziej skarżącym się. Mówię to całkiem na serio, bo jak widywałam się z nim w czasie kiedy rzeczywiście odczuwał bardzo duże bóle, to naprawdę niewiele o tym mówił, a zdawałam sobie z tego w pełni sprawę, że w ogóle na przykład z bólu nie może ruszyć ręką, którą tam na temblaku nosił. To był ten przerzut nowotworu na kości w tej ręce. I takim właśnie skromnym człowiekiem, który uważał, że jego osoba ma nie robić no żadnego zamieszania nikomu w niczym. No taki po prostu był. Był bardzo ciepły, skromny i dobry.