Powojenna niechęć Polaków wobec Żydów - Nechama Tec - fragment relacji świadka historii z 29 października 2005
Natychmiast dawało się odczuć wśród Polaków niechęć przeciwko Żydom. Nawet ten fajny dozorca, który nas przyjął, mówił: „O, tu tyle Żydów wróciło!”. Ile by Żydów nie było, to dla nich i tak było za dużo. Wszyscy mówili: „O, wy też żyjecie?”, tak jakby im to przeszkadzało. Nie czuło się, że oni chcieli tego powrotu. Wiadomo też, że zabijali Żydów po wojnie, wiadomo o Kielcach. W Lublinie też prawie było coś takiego. Jakaś młoda dziewczyna, czternaście-piętnaście lat, znikła. Polacy okrążyli dom na Lubartowskiej, gdzie mieszkali Żydzi, bo ci przeważnie starali się mieszkać razem. I Polacy tam wrzeszczeli, krzyczeli, a policja znikła. Ta dziewczyna wróciła po dwóch dniach, z jakimś żołnierzem odeszła. Miał z nią, co miał i potem ją posłał do domu. A Polacy robili skandale, że dziecko zamordowali.
Trafiłyśmy na ludzi wracających po tym, jak obstawili ten dom. Chodziłam wtedy do arciszanek, to było gimnazjum dla dziewczynek, przez pięć miesięcy zrobiłam trzy lata, żeby zdać egzamin. Inne uczennice nie wiedziały, że jestem Żydówką.
Dyrektorka szkoły wiedziała, ale nie dzieci, bo moi rodzice nie chcieli, żeby się mnie czepiały. „Dopiero przeszła przez wojnę, będą ją znowu wytykać jako Żydówkę i tak dalej”. To ta sama atmosfera była. W szkole były jeszcze dwie Żydówki. Myślałam, że je zabiją tam. Jedna w ogóle nie przyszła, miała rozum. Nie mogłam nic zrobić, żeby pomóc tej drugiej. Nikt się nie odważył. Jestem pewna, że były tam dzieci, którym się to nie podobało. Nienawiść do Żydów była tak silna, że chcieli ją załatwić.
Nauczycielki musiały ją wyciągnąć.