Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Teatr NN

Pobyt w więzieniu na Zamku Lubelskim - Józef Koporski - fragment relacji świadka historii z 22 lutego 2012

W niedzielę, w czerwcu poszliśmy do Kościoła pw. świętych Piotra i Pawła na mszę.

Wracam do domu, a nie chciałem iść Krakowskim Przedmieściem, to szedłem Zieloną i gdzieś w pobliżu Kościoła [pw.] świętego Józefa, taki gość, patrzy na mnie i nie było dyskusji, zaprowadził mnie na Zieloną, tam gdzie z trzysta osób było w jednej izbie. Tam co chwilę [ktoś] przychodził i wyprowadzał z tej izby, nie wiem, czy tych do zwolnienia, czy tych szczególnie aktywnych. Następnego dnia to nas wywieźli na Zamek, [tam do jednej] celi tak 80 osób na siłę nawtykali. Na komendantów celi wybrali dwóch milicjantów, jeden z UB, morderca, a drugi to był z Białej Podlaskiej, jakiś spokojniejszy, ale [wyglądał] strasznie, duży, pokrzywiona gęba, łapy zwierzęce, takie olbrzymie nogi, okropny typ. Byłem wysportowany i bardzo mocny psychicznie.

Tak że ta przygoda komunistyczna wcale mnie tak nie osłabiła psychicznie. Fizycznie [też] to wytrzymałem, [a] dbali o to, żeby nie było nudno. Łóżka to były kozły, na to kładło się takie grube bele sosnowe i na to sienniki, a sienniki to od [19]44 roku nie były na pewno zmieniane i to był prawie, że proszek. Dlaczego mówię o tym, bo co pewien czas robili hipisz, a hipisz to była rewizja, poszukiwanie grypsów, kontaktów, jakiejś broni czy czegoś. Cały czas było to robione, najlepiej to było robić w nocy, kiedy już zasypialiśmy, a tu otwierają się drzwi i zaczynają z nami zabawy. Trzeba było raz dwa te sienniki w kostkę ułożyć, kocami przykryć, na tych stojakach miało być ułożone. Tam było bardzo ciasno, jak śledzie w beczkach, żeśmy byli położeni na ziemi, a część na tych narach. Od ściany to były nary, a tu po środku ludzie na podłodze spali. Jak to na tempo [trzeba było robić], to straszny kurz [był], słoma posiekana kaleczyła, te drobinki i kurz, to dusił się człowiek. Za chwilę [słyszymy]: „Szybko, spać!” i znowu, w pospiechu, biegiem to się ustawiało: „Wszyscy śpią? Nie słyszę, chrapać proszę!”. Jak był ten kurz, to trzeba było wciągać do płuc, to było straszne. Zdaje się, że to mała rzecz, jak sobie pochrapiemy, ale to było jednocześnie gorsze niż gaz, bo to uszkadzało płuca. W dzień po rewizji krzyczeli: „Brudno!”. My wszystko w kosteczkę, ale szczotki nie mieliśmy, więc na tej podłodze rzeczywiście trochę było słomy drobniutkiej, no to zbierać trzeba było na klęczkach, ręce musiały być złożone z tyłu i ustami zbierać tę słomkę. To była taka jedna upokarzająca scena. [Strażnicy] mieli też taką upokarzającą zabawę, jednego brał, którego chciał zgnębić i zawiązywał mu oczy, [a do drugiego]: „Ty to będziesz słomkę szykował.”. To jeden trzymał w palcach słomkę, a drugiemu obok niego, natychmiast nakazywał zdjąć spodnie i majtki, [i] ten gość tak rył szukając słomki, żeby z rąk wyjąć, po siedzeniu tego gościa tak ustami, nosem, tak musiał poniżać się. [Była także] zabawa w pociągi: „Ty jesteś takie miasto, taka stacja.”. [Kazali] kurtki na głowę założyć i tylko [strażnik] mówił do rękawa: „Jaka stacja?!” i trzeba [było] odpowiedzieć, w każdym razie człowiek nie mógł widzieć, co on robił. A on brał miednicę z tymi fekaliami i na głowę, bo nie było wody, wiadra nie było z wodą, tylko zlewanie w ciągu dnia [jako toaleta do miednicy]. Była poranna gimnastyka, bardzo ważna żeby tężyznę podnieść, wszyscy musieli podnieść ręce do góry i skakać żabką, jak tam jest Zamek długi to po tych korytarzach dookoła skakaliśmy. Później słabsi mdleli, pamiętam mój kolega, był w niedzielę złapany i on poszedł [do więzienia] w garniturze, taki piękny granatowy w paseczki. I on zemdlał, to strażnik kazał wody przynieść z toalety, i tym polał po nim, po tym garniturze. Jak on biedak strasznie się martwił, po prostu płakał, że oni mu zniszczyli garnitur. To też było obrzydliwe i podłe. Ja byłem wysportowany, kondycję miałem zwierzęcą, mogłem skakać. Jednego dnia lali [fekalia], innego bili kto się przewrócił, nogą od krzesła taką rzeźbioną, ona szczególnie bolała, bo miała takie garby wystające, to jak przyrżnęli, to się poczuło. [Kiedy] na przesłuchanie brali, to najmniej półtorej dnia stało się na korytarzu, ale nie wolno było dotknąć do ściany czołem nawet. Ręce z tyłu i stało się do ściany odwróconym. I znowu, jak ktoś się za dużo obracał, to bili ile tylko mogli, przeważnie właśnie tymi kawałkami drewna. Ja też kilka razy byłem na przesłuchaniu, bo się nie przyznawałem do niczego, bo oni wszystko [próbowali] wyciągać, kontakty, jakieś z podziemiem czy były. Zresztą, wszystko wiedzieli, bo przecież kapusie [byli] i wśród Polaków. Po takich dwóch dniach wracam do celi, a zatrzymuje mnie oddziałowy, ten co po korytarzu chodzi, ja się melduję, że ten i ten, i z przesłuchania wracam. „No i co bandyto?”, a ja na to: „Ja nic nie zrobiłem, nie wiem, dlaczego się tutaj znalazłem.”. A on: „Nie wiesz?”. To wtedy łup mnie, wybił mi zęby przednie, stłukł mnie po brzuchu, skopał, że aż taki skulony wróciłem, bo nie wiedziałem, za co siedzę. „Już teraz wiesz?”, ja mówię: „Tak.”. Wielkim przeżyciem było pójście do lekarza, bo te okna ze szpitala wychodziły na łąki, rzeka, niebo, błękit, najpiękniejsze niebo świata, tak się patrzyło takie chmurki były, a ja tutaj siedzę w więzieniu, a świat taki piękny. [Kiedy] byliśmy na baszcie, tam była taka podmurówka na te łóżka dookoła i na dole ludzie spali, i na górze, tak ciasno było, że na komendę się przewracaliśmy. Jakie przykre było, jak schodziliśmy, tam na pierwszym piętrze taka cela jest baszty. Jak się przez to okienko popatrzyło, te twarze, już takie chorobliwie blade, oczy takie szklane, bez takiej najmniejszej nadziei. To były automaty, jestem święcie przekonany, że w każdej chwili przyjęliby śmierć, bez słowa. Moja mama z siostrą, codziennie pod więzieniem były, myślały, że mnie zobaczą. Sprawę miałem sądową i jakoś wypuścili mnie. Czerwiec, lipiec, sierpień, wrzesień, [prawie] 5 miesięcy siedziałem, to były bardzo ciężkie dni. Po raz pierwszy zobaczyłem siostrę i mamę na rozprawie [sądowej]. Nawet one mi kupiły i dały coś, bo tak to żadnych paczek nie otrzymywałem, bardzo kiepsko było, bo jeszcze byliśmy więźniami śledczymi, po wyroku dopiero się nabiera praw, a ja nie miałem [żadnych praw] przez te 5 miesięcy.

Współwięźniowie [byli] w porządku, poza tym między nami dużo było i donosicieli, to już żeśmy się pilnowali i nie opowiadaliśmy [nic ważnego o sobie]. Na przykład był taki cukiernik bardzo dobry, to nauczył mnie robienia ciasta francuskiego, był taki jegomość, który też trochę historię znał, to historię sobie przypominaliśmy, małe doszkalanie szło, ale to dla przyjemności. Z chleba robiliśmy szachy i jak było ciszej, spokojniej to graliśmy. Na stole były, popiołem wymalowane, do tego się nie czepiali, nie można było żadnych gier hazardowych uprawiać, ale w szachy i warcaby pozwalali grać. Bardzo podłe było wyżywienie. Natomiast raz w tygodniu mieliśmy fetę niesamowitą, otrzymywaliśmy śledzia. Byliśmy wygłodzeni, herbaty nie było, ani chlebka do tego, tylko sam śledzik, słony strasznie, skutki [po jego zjedzeniu były opłakane], strasznie pić się chciało, ale człowiek głodny [to] zjadł. Ja raz zjadłem i później już nie jadłem tego. Co tydzień oddawałem, bo nie mogłem wytrzymać, strasznie słone. Kawę dostawaliśmy zbożową i ćwiartkę chleba bez niczego, a ten chleb to bardzo kiepsko, [ale] lepszy niż podczas okupacji robili Niemcy.

[Będąc w Lublinie w 1944 roku] poszedłem na Zamek, żeby zobaczyć rozstrzelanych Polaków. Coś okropnego, masę ich było na dziedzińcu tych trupów, a w celach to tyle krwi, jak po gumie się chodziło, bo to już zakrzepła krew to ślady się zostawiało czerwone. Okropne.