Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Teatr NN

Plany zdobycia powielacza - Janusz Krupski - fragment relacji świadka historii z 18 listopada 2007

Oczywistym było to, że należy zdobyć sprzęt poligraficzny, bo książki czy pisma, które zamierzaliśmy wydawać, na czymś trzeba byłoby drukować, a tego nie można było kupić w sklepie. Pierwszym nasuwającym się pomysłem było zdobycie sprzętu poligraficznego na przeciwniku, tak jak to też zdobywano w czasie wojny. Ponieważ byłem synem ślusarza, miałem w warsztacie mojego ojca sprzęt, który między innymi mógł służyć do otwierania czy wyłamywania zamków, myślałem z [Bogdanem] Borusewiczem o tym, że przy pomocy tych narzędzi włamiemy się do jednej z siedzib Socjalistycznego Związku Studentów Polskich niedaleko pl. Litewskiego, gdzie znajdowało się kilka powielaczy. Przygotowywaliśmy taką akcję, zakupiliśmy linę, miałem przygotowane odpowiednie narzędzia. Ale po doprowadzeniu tych przygotowań do końca doszliśmy do wniosku, że choć przygotowaliśmy to włamanie w miarę starannie, to jest to obciążone ryzykiem, że jeśli zostaniemy zatrzymani, to wtedy nie będziemy mogli się bronić, że działamy na rzecz wolnego słowa w Polsce, tylko zostaniemy potraktowani jak zwykli kryminaliści i może to oznaczać koniec wszelkiej działalności. Zaczęliśmy wtedy dyskutować i przygotowywać się do innego wariantu – wyjazdu na Zachód.

Powzięliśmy taki zamiar na czwartym roku studiów i w czasie wakacji zamierzaliśmy wyjechać do Francji razem z [Piotrem] Jeglińskim. Liczyliśmy na to, że dotrzemy do środowisk emigracyjnych, Wolnej Europy, paryskiej „Kultury”, że od nich dostaniemy sprzęt, który prześlemy do kraju, a uruchomieniem tego sprzętu zajmie się Bogdan Borusewicz. Wiedzieliśmy, że Borusewicz jest z góry skazany na niepowodzenie przy wystąpieniu o paszport. Niestety, również ja dostałem odmowę paszportu i złożyłem wtedy odwołanie. Były to wakacje. Na skutek tego odwołania przyszło do mnie do domu któregoś dnia przed południem dwóch funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, którzy najpierw mi powiedzieli, że występuję przeciwko wolności przekonań innych ludzi, bo wiedzieli o wystąpieniach przeciwko istnieniu SZSP na KUL-u, po czym zasugerowali, że w zamian za pewną formę interesujących ich kontaktów, czyli że podzielę się z nimi tym, co na pięknym Zachodzie mogę zobaczyć czy usłyszeć, paszport otrzymam i wyjadę na Zachód. Byłem nawet przekonany po tej rozmowie, że paszport otrzymam, chociaż żadnej innej deklaracji nie złożyłem. Powiedziałem tylko, że ja rozumiem, że interesuje ich to, co ja mogę zobaczyć i usłyszeć. Upłynął tydzień czy dwa tygodnie i powinienem był zgłosić się do biura paszportowego po odbiór paszportu, po który trzeba przyjść z dowodem osobistym. Dowód zawsze odkładałem na jakiejś półce z książkami u mnie w mieszkaniu i w czasie wakacji nigdy go ze sobą nie nosiłem. Kiedy chciałem ten dowód wziąć, okazało się, że dowodu nie ma na miejscu, w którym był. Zorientowałem się, że ci dwaj goście ten dowód mi przy okazji „sprzątnęli”, więc nie mogłem się zgłosić po paszport. W Polsce Ludowej nie było obywatela bez jego dowodu, nie można było żadnej sprawy załatwić bez jego pokazania. Wobec tego już machnąłem na to ręką, wiedziałem, że ci ubecy mi ten dowód ukradli. Jegliński wyjechał sam, a ja zrezygnowałem z wyjazdu. Kiedy zaczął się rok akademicki, przyszła informacja, że jest do odebrania odnaleziony przez kogoś dowód osobisty.

Na Zachód wyjechał tylko Jegliński, ale bardzo się rozczarował i my też byliśmy rozczarowani jego wyjazdem. Okazało się, że wśród środowisk emigracyjnych, do których dotarł – [Radia] Wolnej Europy, paryskiej „Kultury” – nie znalazł poparcia.

Rozmawiał i z Janem Nowakiem-Jeziorańskim, i z [Jerzym] Giedroyciem, i obaj ci panowie byli zdecydowanie przeciwni uruchamianiu tego typu działalności. Mówili, że jest to działalność, która będzie z całą surowością ścigana przez władze komunistyczne, skazana z góry na niepowodzenie i że w efekcie młodzi ludzie, tacy jak my, otrzymają tylko wysokie wyroki więzienia i żadnego pożytku z tego nie będzie.

Jegliński nie mógł swojej misji wykonać w czasie jaki zakładaliśmy, że po wakacjach bardzo szybko prześle powielacz, a my zaczniemy działać. Ale Jegliński został na Zachodzie, starał się jakoś urządzić, zarabiać na życie i szukać możliwości zdobycia tego sprzętu.