Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Teatr NN

Najgorsze było ryzyko jak nastał stan wojenny. Drugi obieg - Ireneusz Konieczyński - fragment relacji świadka historii z 1 sierpnia 2010

[Drugi obieg funkcjonował] raczej w Tychach na zakładzie pracy. Później dopiero, w [roku] [19]81, powstała taka gazetka, co już była dostępna w mieście – „Cierń”. A tak, to raczej było na zakładzie. Przynosiliśmy do domu czy komuś rozdawaliśmy, ale też zaufanym, bo bardzo dużo ludzi było fałszywych.

Drugi obieg i kolportaż – wtedy wiedzieliśmy co się dzieje z prawdziwego źródła, bo gazety rządowe, partyjne po prostu oszukiwały nas, mówili po prostu, że warchoły, że to, że tamto, że to się nie uda, że trzeba pracować. No i mnie to śmieszyło, że jak kopalnia nie wydobywała węgla, to nie mówili, że górnicy nie wydobywają węgla, tylko spółka nie wydobywała węgla. Mieli ludzi gdzieś, tak ludzi z boku, a to co się działo faktycznie, to nie mówili prawdy.

Najgorsze było ryzyko jak [nastał] stan wojenny, bo latali po domach i nawet ja wyniosłem w pewnym momencie [zakazane materiały] do piwnicy, żeby u mnie nie znaleźli w domu. Znaczy byłem szeregowym, ja nie byłem tam działaczem we władzach czy coś, tylko normalnym członkiem „Solidarności”, ale się obawiałem, że może ktoś zakablować i wtedy by były kłopoty, a miałem na względzie rodzinę, bo później niszczyli całe rodziny. Bym dostał wilczy bilet i wtedy już pożegnaj się z pracą – po prostu nigdzie nie chcieli przyjąć. Pod taką presją byłem, bo takie słuchy chodziły, że wchodzą bez pardonu do mieszkania i robią rewizje. Jakieś tam podejrzenia, że czymś się handluje czy coś, wtedy mieli podkładkę, nakaz, że mogą rewizję zrobić w domu. To też trochę było ryzykowne, ale człowiek się poświęcił i się okazało, że tak wyszło, jak wyszło.