Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Teatr NN

Małpi gaj, asfalt na Spokojnej, kostka bazaltowa i hacele - Leszek Szczepański - fragment relacji świadka historii z 7 czerwca 2016

Był Małpi Gaj, tak mówiliśmy. Był taki skwerek z licznymi drzewami i jeszcze niedaleko był kort tenisowy, gdzie grywałem kiedyś w tenisa, nawet w jakimś konkursie, jednych zawodach brałem udział, z marnymi zresztą rezultatami. Było parę ławeczek. To było w pobliżu KUL-u. I to troszkę zniszczono, wykopano, żeby zrobić...

To było przedsięwzięcie radosne, gierkowskie, już nam się wtedy wydawało, że to za duży teatr [tzw. Teatr W Budowie] na potrzeby metropolii, jaką jest Lublin. I z tego chyba nic nie wyszło. Coś tam teraz jest, ale obok zrobiono to Centrum [Spotkania] Kultur. Ale to stało, i niszczało, i to każdy lublinianin widział.

Czy przed wojną był asfalt w Lublinie? Był. Ile tego asfaltu było? Blisko sto metrów.

Na ulicy Spokojnej, teraz Urząd Wojewódzki tam jest. Urząd wyasfaltował i to było jedyne miejsce [z asfaltem]. Tam fajnie się jeździło na rowerze, takie gładkie, bo jak kiedyś pojechałem do Bełżyc, to całą drogę na kocich łbach, to nie jest frajda. A tutaj był gładki. [Była też] kostka bazaltowa, ona była dosyć dobra, ale z czasem się psuła.

Po tych kostkach bazaltowych jeździły jednostki komunikacyjne. Na dziesięć jednostek, dziewięć to była chłopska furmanka. Oczywiście do furmanki był koń dołączony, bo bez tego by nie jeździła. A czasami dwa konie nawet. Konie miały podkowy, podkowy miały hacele. Podkowy gubiły hacele. Mieszkałem na Krakowskim, a chodziłem do gimnazjum Staszica, to przez Aleje Racławickie chodziliśmy z kolegą, który potem był nawet profesorem honoris causa, ale to kiedy był starszy, a kiedy był młodszy, to zbieraliśmy hacele. Te hacele, to była odmiana gry w kamyki, o tyle lepsze, że były cięższe, a poza tym były takie trochę płaskie, tak że nie spadały tak bardzo z rąk. To podrzucało się w różny sposób. Przechodziło się tak zwaną "maturę", to był cały przepis, jak w to się gra. Te hacele były takie świecące, bo przez obijanie się nie były brudne, tylko takie czyściutkie. Fajne to było.

A gra w kamyki, to już było gorzej, nawet nieco pejoratywnie.