Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Teatr NN

Druga wojna światowa i powstanie warszawskie - Maria Zalewska - fragment relacji świadka historii z 19 lutego 2013

Ludzie spodziewali się wojny. Ja ślub zdążyłam wziąć jeszcze przed wojną. Mój mąż pochodził z sąsiedniej wsi, ze Zwoli. Wojnę spędziłam w Warszawie i powstanie nawet. Mieszkałam na ulicy Mostowej, w centrum. Moja siostra najpierw mieszkała na ulicy Podstawowej, ale ją wysiedlili i przyszła do nas. Na początku odwiedzałam znajomą, która sama mieszkała, szkoda mi jej było. Raz wracałam od niej, a Niemiec szedł pijany i zaczął tak łapy do mnie rozstawiać. Chciał mnie złapać, ale przewrócił się na kolana. Ja uciekałam ze wszystkich sił, bo bałam się, że zacznie za mną strzelać. Mój mąż miał później do mnie pretensje, że tak chodzę sama wieczorem.

Później już przestałam chodzić do tej znajomej, bo było bardzo ciężko. Nie można nawet było wyjść z mieszkania, bo wszędzie strzelano. Raz staliśmy we troje na dworze i jeden mężczyzna za nami. Zaczęto strzelać i strzał ominął nas troje, a tego jednego zabił. Pamiętam, że powstanie zaczęło się chyba w poniedziałek [we wtorek], koło jedenastej zaczęli już strzelać. Chciałam pojechać do siostry na Pragę.

Wzięłam wózek z dzieckiem, ale nie mogłam przejechać, bo już Niemcy szli.

Stanęłam, zakryłam wózek i schowałam za siebie. Mój mąż zmarł w czasie powstania, ale nie w walce. Ja jeździłam na wieś i tam kupowałam wszystko, co było potrzebne do życia. Jeździliśmy na przykład i kupowaliśmy masło, a później w mieście handlowaliśmy. Pamiętam, że taka młoda ładna Żydóweczka jeździła z nami.

Raz mój brat na wsi zabił prosię i dał mi kawałek, żebym przewiozła. Ja wzięłam dwie paczki zrobiłam sama, jedna z pudełka po marmoladzie - na nim siedziałam, a drugą paczkę trzymałam na rękach. Niemiec mnie zatrzymał i zapytał, co mam w paczce.

Odpowiedziałam, że flausz, ale on szablą przeciął na pół tę paczkę. Tłumaczyłam się, że jadę do chorego na płuca męża. Muszę mu zawieźć parę jajek i kawałek mięsa, żebym go odżywiła. Wtedy mnie puścił, ale zabrał połowę. Mojej siostrze zabrał wszystko i jeszcze do tego karę spisał. Przyszło mnie tę karę płacić, ale ja ją odłożyłam na szafę, tak samo drugą i trzecią, nie miałam zamiaru płacić. Pewnego dnia przyszli po mnie i każą mi się ubierać. Ja zdziwiona, nie wiedziałam dlaczego, a oni mówią, że idę odsiedzieć to, co nie płaciłam. To wzięłam pieniądze, dałam mu wszystko i sama uciekłam. Tak uniknęłam więzienia. Pod koniec powstania nie było już gdzie spać, wszystko było zburzone. Gotowaliśmy na podwórkach, w takich małych piecykach. Po powstaniu, trzeba było z Warszawy uciekać. Ja wróciłam najpierw na wieś, a potem do Lublina, bo tam brat męża mieszkał. Później wyszłam drugi raz za mąż, ale to nie było udane małżeństwo.