Fragmenty Relacji ze słowem kluczowym "Ulica Narutowicza"
Pod numerem Narutowicza 22 był fryzjer pan Morawski. On był felczerem w wojsku, trochę ludzi leczył. Miał przeróżne takie środki, między innymi też leczył ludzi pijawkami, bo są bardzo skuteczne. Miał zawsze [jakichś] dostawców, bo te pijawki szły bardzo dobrze. Był zawsze na wystawie [w zakładzie fryzjerskim] napis, że można było kupić [pijawki]. [Pewnego razu] zbliża się święto 1 Maja, więc pan Morawski był wezwany do cechu i powiedzieli mu tam, że wszystkie [zakładowe] wystawy muszą być dekorowane [wizerunkiem] naszych...
[Urodziłem się] w 1947 w Trzebiczu, województwo zielonogórskie. A tak naprawdę, to urodziłem się w Gorzowie, w szpitalu, a zameldowali mnie w Trzebiczu. Mieszkaliśmy tam w zielonogórskiem, ojciec był dyrektorem takiej szkoły rolniczej, bo tata kończył najpierw Uniwersytet Jagielloński, rolnictwo. I w pewnym momencie była czwórka dzieci do wykształcenia. Jedna pensja na sześcioosobową rodzinę, to trochę za mało. I w związku z tym podjął decyzje, że wracamy do Lublina. Tu, gdzie przedtem mama mieszkała. I poszukał miejsca w Technikum Mechanizacji...
Urodziłem się w Lublinie 14 lutego 1929 roku na ulicy Narutowicza, potem przeprowadziliśmy się na Graniczną i tam już mieszkałem przed wojną, przez całą okupację i po okupacji niemieckiej. Ja się przeprowadziłem z ulicy Narutowicza w [19]32 roku, bo ten dom zburzyli w związku z budową nowej drogi, czyli dzisiejszej alei Piłsudskiego. Miałem wtedy 3 lata, a mogę narysować budynek, jak wyglądał, tak emocjonalnie to przeżyłem. Pamiętam mój dom, górkę, sad był tam, pan Kulesza, powroźnik był, przecież Chopina, Lipowa...
Na [ulicy] Narutowicza była jakaś manifestacja i zomowcy lali wodą ludzi i łzawiące granaty rzucali. Wtedy miałem nowe jeansy i do dziewczyny swojej jechałem na Czuby i tak jak wszyscy, uciekaliśmy, przewróciłem się i dwie dziury na kolanach miałem. Tak ogólnie pamiętam patrole zomowców, koksowniki w zimie i zomowcy grzejący się przy nich, rewizje, taki niepokój wśród ludzi. Pamiętam, mój szef tapicer bał się też, i jego koledzy, bo robili takie naloty w nocy, potrafili kosztowności zabierać w czasie rewizji,...
Sentymentalne miejsce z lat dziecięcych to na pewno są wodociągi na ulicy Piłsudskiego, później Świerczewskiego, no bo tam człowiek z osiem lat miał prawie i dorastał do osiemnastu, no to jest to magiczne miejsce. Chociaż to było poza miastem wtedy, bo w zasadzie miasto kończyło się tutaj, gdzie [ulica] Lipowa zbiega się z [ulicą] Narutowicza, to tam już był koniec. Komendę budowano, straż budowano, tutaj gdzie teraz jest wieżowiec na [ulicy] Świerczewskiego, czy Piłsudskiego, duży taki, to tam był ogród...
Obszar samodzielnego poruszania się kilkuletniego dziecka nie był duży. Zamykał się głównie w obrębie ulic: Lipowa, Chopina, Narutowicza. Czasami były wypady z kolegami na cmentarz przy ulicy Lipowej, który był miejscem dosyć nas – małe dzieci – intrygującym. Natomiast jeżeli chodzi o dalsze eskapady, wycieczki, to już z rodzicami. Głównie Ogród Saski, Park Ludowy – to były te miejsca, gdzie się chodziło.
W Białej Podlaskiej mieszkaliśmy w takim domu, w którym nie było ani wanny, ani łaźni. Wodę czerpaliśmy ze studni. Pamiętam, że najczęściej z mamą chodziliśmy łaźni, która była ulokowana dosyć blisko parku Radziwiłłów, mniej więcej na początku ulicy Narutowicza. To była wyprawa, to było ważne zdarzenie. Może dlatego tym bardziej ceniliśmy sobie letnie kąpiele w rzece. To był taki nieduży, parterowy budyneczek. Ja myślę, że on chyba jeszcze istnieje. Stał niedaleko rzeki Krzny. W środku znajdowały się kabinki. Wszystko w...
Koło nas był taki mały sklepik w takiej piwniczce niby. Schodziło się tam po schodkach i tam był mały sklep spożywczy, w którym się kupowało takie na co dzień rzeczy. W sąsiedztwie naszym, na ulicy. Ale zdaje mi się, że nie było tam więcej sklepów. W każdym razie w pobliżu nie było więcej sklepów, bo to był raczej okręg mieszkalny. A naprzeciwko nas był wielki ogród, który szedł od rogu do końca ulicy. Olbrzymi ogród, który, zdaje się, należał do...
Otóż w tej kamienicy, w której mieszkałem, to były sklepy, był blacharz. Płotek był dalej za kamienicą, gdzie w tej chwili jest 19 A, no to tutaj było ogrodzenie. Był płot murowany. Poza tym był skład węgla i drzewa Pana Kowalczyka. No to tutaj był blacharz, też narodowości Żydowskiej, mieszkał na Kościuszki, nie pamiętam jak się nazywał. Był też Krawiec –Oksenberg. Później był Zawada, był fryzjer. Potem nie pamiętam, bo tam zmieniało się. Potem był sklep spożywczy. Z początku miał...
To jest cała tragedia fotograficzna. Ja miałem bardzo prymitywną pracownię tam w podwórku przy ulicy Narutowicza. Jak żeśmy przyjechali z Rosji, to ojciec wybudował taką budę. Wtenczas robiło się zdjęcia tylko przy normalnym świetle. Żeby portretować ludzi to trzeba było robić tak jak u malarza - górne światło, boczne światło, firankami się manipulowało, robiło się bardzo dobre portrety, tylko tempo zwolnione, produkcja niewielka, nie były to jakieś knoty. Do dzisiejszego dnia z tego okresu fotografie są pokazywane. Później, jak się...
Pamiętam, jak mieszkaliśmy przy ulicy Górnej, ona jest dosyć stroma. Od dołu wozili wozacy do góry, do [ulicy] Narutowicza, dostawy węgla dla ludzi. Nie było samochodów. Jak okładał batem te konie, Boże kochany, to mnie serce krwawiło, jak patrzyłam na te konie. One nie mogły tego wyciągnąć. Starały się i starały, a on tym baciskiem. Boże, to było dla mnie okropne. Bardzo się cieszyłam, że taki rodzaj dowozu zmienił się na mechaniczny, że wreszcie były jakieś ciężarówki i samochody to...
Z początku były u nas dwie panie, które uciekły z Bielska, mieszkały w pokoju tatusia. [One] razem z nami uciekły do Skrzypka, [na wieś]. [Kiedy] wróciliśmy do Lublina [to jedna z nich] dowiedziała się, że jej mąż [jest] blisko granicy rosyjskiej i opuściły nas. Po tym przyszedł jakiś niemiecki oficer i powiedział, że ma znajomego Żyda z córką i potrzebuje dla nich pokój. Zabrał nam ten pokój tatusia, [oni] byli u nas do wysiedlenia. Kiedy nas wysiedlono z naszego mieszkania,...