Był to klub, głównie klub, nasze kontakty były żywe i my często informowaliśmy [w „Kurierze Lubelskim”] co tam nowego miało się wydarzyć. Dla nas było ważne, że w MPiK-u, w księgarni można było zdobyć prasę obcojęzyczną. Oczywiście wiadomo, że to nie był taki bardzo szeroki wybór, ale były i francuskie, i angielskie pisma, które pracownice dla nas odkładały. Miałem tam nawet swoją teczkę gdzie odkładano mi aktualną prasę, bo zdarzało się wtedy, że można było w kioskach nie kupić, zresztą...
Fragmenty Relacji ze słowem kluczowym "Klub MPiK"
MPiK był na rogu [Krakowskiego Przedmieścia], gdzie się skręca w tą uliczkę [Wróblewskiego] do placu Wolności, tam dalej [była] „Cepelia”, a tu był MPiK – olbrzymie wystawy z gazetami i tak dalej. Tam robiliśmy też koncerty z Filharmonią i koncerty naszych uczniów ze Szkoły Muzycznej. Wchodziło się i na prawo była księgarnia, dobre rzeczy można było dostać, książki, czasopisma, po lewej stronie czytelnia, maleńka, taka niska i [stał tam] fortepian. Po schodach się wchodziło, takich ukrytych trochę, takich jak tunel,...
W klubie „Nora” – tam wszyscy się wtedy spotykali. Były i zabawy, i bale różnego rodzaju, i dobre imprezy, często dyskusje były fajne. Empik, tam się wszyscy spotykali, bo tak – nie trzeba było płacić za kawę, były bardzo miłe dziewczyny, które prowadziły tam kawiarnię, można było poczytać za darmo gazety i tak dalej. I to najczęściej był nasz taki punkt, my się tam spotykaliśmy. Zaczęła wychodzić cała właściwie historia filozofii. I ja te wszystkie książki kupowałem i wszystko czytałem....
To był róg Krakowskiego Przedmieścia, po jednej stronie jest bank [teraz, nie pamiętam], jak ta uliczka się [nazywała]. To był duży Klub Ruchu i całkiem niezły zresztą, z dużą ilością prasy zagranicznej, cała zachodnia prasa tam [była], taka licząca się, niemiecka, francuska, angielska, bez żadnej cenzury, bez niczego. „Le Monde”, „Le Figaro”, „L’Humanite”, to było i to przychodziło wcale nie z dużym opóźnieniem, „Guardian”, „Times”, „New York Times”, to aż się wierzyć nie chce, ale tak to było. Przychodził człowiek,...
MPiK był wyjątkowym miejscem w Lublinie wśród lublinian chcących poczytać prasę niekoniecznie krajową, ale zagraniczną także, ale i miejscem, gdzie można się było dobrej kawy napić i gdzie odbywały się przede wszystkim ciekawe spotkania. Pani Jarzynowa, niestety świętej pamięci, potrafiła stworzyć z tego lokalu dwupiętrowego salon i czytelnię. I na przemian działały obydwie instytucje – czytelnia na pięterku, natomiast salon na dole. W lewo na parterze był ten salon, czyli czytelnia i miejsce spotkań. Po schodkach z tego salonu wchodziło...
Tematy przynosiło życie, na przykład komunikacja, handel, sklepy najprzeróżniejsze, władza w ratuszu jak funkcjonuje, szkolnictwo wyższe i średnie, teatr – i odbywało to się w ten sposób, że przez tydzień, czasami dłużej, drukowaliśmy na miejskiej stronie, bo to dział miejski organizował, pytania, takie raczej ankiety: „Pana, Pani ocena funkcjonowania Miejskiego Przedsiębiorstw Komunikacyjnego. Co ma Pani, Pan dobrego do powiedzenia, co złego – zostawialiśmy tu więcej miejsca – Czy ma Pani, Pan jakieś propozycje nowych linii, zmiany przystanków?”. No i w...
W klubie MPiK codziennym gościem był profesor Wiktor Ziółkowski, ten plastyk znany, grafik, publicysta też, podpisywał się Julian Kot. On czytał prasę, przeglądał, robił notatki, jego interesowała oczywiście głównie plastyka. Zajmował się taką dosyć trudną i bardzo, powiedziałbym, nieprecyzyjnie sformułowaną dziedziną, mianowicie proweniencją sztuki, czyli śledzeniem gdzie [zaginiony] obraz się pojawił. Dokładnie wiedział, że jakiś artysta X sprzedał swój obraz tam i tam. On to wszystko odnotowywał, czy odnaleziono jakiś obraz, bo to jeszcze był czas kiedy odnajdywano obrazy. W...
Jeśli chodzi o środowisko kulturalne, o środowisko dziennikarzy, o środowisko aktorskie, to była tak zwana „Nora” na Krakowskim Przedmieściu. Krakowskie Przedmieście 32. To był jedyny punkt, gdzie można było spotkać właśnie ludzi teatru i dziennikarzy. „Nora” to tak jak nora była ciemna. Ciemny wystrój. Jakimś pluszem były [obite] ściany i zawsze to było w ciemnych kolorach. Dlatego była chyba „Nora” nazwana, że tak wyglądała. Całe Krakowskie Przedmieście długo po wojnie było wybrukowane bazaltową kostką i to jeszcze w takie ładne...