Fragmenty
Nazywam się Roman Czerniec, jestem kowalem w Wojciechowie. Urodziłem się 22 października 1955 roku w Poniatowie. Na pewno dobre jest, jeżeli są jakieś tradycje w rodzinie w danym zawodzie. Czy to u lekarza, czy nauczyciela, czy u kowala. I tak się stało właśnie u mnie, że tradycje rodzinne są tutaj kontynuowane przez 90 lat. Mój dziadek, Michał Ostrowski, w tym miejscu pobudował kuźnię dosłownie 91 lat temu, w 1920 roku. A wcześniej nauczył się kowalstwa w Rosji, gdzie był 5...
Kowalstwo w Wojciechowie, w tej kuźni to się bardzo zmieniło, na przestrzeni tych właśnie 90 lat. Bo pokolenie dziadka nie zmieniało nic: kucie koni, klepanie siekier, gracek, motyk. Tego, co służyło rolnictwu, okolicznym rolnikom. Ojciec też swoje pokolenie poświęcił rolnikom i koniom i ja przez 30 lat prawie, można powiedzieć też służyłem rolnictwu. Kułem tysiące koni, robiłem gracki, motyki, to wszystko co służyło wsi. Ale sytuacja na wsi się zmieniła, konie znikły ze wsi, są zastąpione traktorami, samochodami, kombajnami w...
No na pewno są tutaj ręce człowieka, młotek, to jest podstawa kowalstwa, że tym młotkiem można zrobić bardzo wiele. Każde inne uderzenie młotkiem, daje jakiś inny kształt, dźwięk. To, jaki wyrób się robi, to kształt nadaje się właśnie młotkiem. Tu jest palenisko kowalskie, w którym się to żelazo nagrzewa do temperatury 900-1000 stopni, na tym kowadle się wykuwa różne rzeczy, różne ozdoby. Trzeba je łączyć za pomocą spawania migowatami, nowoczesnymi urządzeniami. Później się to szlifuje, czyści i maluje. Mam drugi...
Jak mówiłem wcześniej, sytuacja w kuźni się bardzo zmieniła, bardzo. Te 60 lat w tej kuźni to powiedzmy, że nie było żadnego problemu. Przychodził rolnik, tutaj niedaleko była baza GS-u. Jechał najpierw do GS-u, sprzedał dwie świnie, kupił tam tonę węgla, dwa worki paszy i przyjechał tutaj do kuźni z powrotem wracając po sprzedaniu tych świń. Zajechał zawsze do kowala, do kuźni, to taka tradycja była, że rolnik musiał pojechać do kowala, podkuć konia, porozmawiać z kowalem. To było takie...
To kowalstwo się tak zagłębiło artystycznie troszkę może dzięki temu, że w tej kuźni odbywają się ogólnopolskie konkursy kowalstwa artystycznego. To było 22 lata temu chyba, jak był pierwszy zjazd kowali u mnie w kuźni. Jeszcze miałem kuźnię starszą od tej, teraz jest już rozbudowana mocno, ale wtedy była troszkę starsza, nie miałem tych narzędzi, młotków nie miałem. I pamiętam jak przyjechali tu kowale z Zakopanego na ten konkurs, jak ja zobaczyłem jakie oni młotki mają, jakie gwiazdki, jakie zdobniki,...
Tu się organizuje konkursy kowalstwa artystycznego. Odbyły się już 16 razy. To jest dosyć dużo lat. Z całej Polski kowale się tu zjeżdżają, do tej kuźni, ja im udostępniam swoich narzędzi, swojego paleniska, ale i wiele innych palenisk stawiamy tutaj na dworze, kowadeł, jest 15-20 kowadeł, i ci kowale kują. I to są takie niby zawody, ale jeden kowal drugiego podpatruje i też się czegoś uczy. Konkursy kowalstwa to jest jedna impreza. Odbywają się też warsztaty kowalskie, gdzie nauczyciele z...
Już doszło do tego, że z zagranicy uczniowie dzwonią. Kilka dni temu był chyba ksiądz z Czech. Przyjechał tutaj, dowiedział się, że takie warsztaty się odbywają i chce się uczyć kowalstwa. Ksiądz. Był na poprzednich warsztatach taki brat z zakonu, który też się uczył wcześniej i bardzo mu się spodobał zawód kowala. Jest zakonnikiem w klasztorze, ale chce kuć w wolnych chwilach, to jest ciekawe po prostu. Bo ja po prostu, co widzę, zauważam, że wiele ludzi ma jakieś zdolności...
Za moich czasów, to żelazo było gdzieś tam w jakichś składnicach, ale nie tyle, co teraz. W tej chwili, nie ma problemu z zakupem żelaza. Za to nie ma narzędzi kowalskich. Tego nie ma w sklepach. Kowal musi sam zrobić sobie swoje narzędzia. Ale za czasów dziadka faktycznie nie było składów żelaza i było tylko kilka jego gatunków. Chociaż podkowy były, takie prefabrykaty, maszyny w zakładach zaginały tylko kształt podkowy, ale kowal dalej musiał to przerabiać. W Polsce nie było...
Dwa razy przyjmowałem też tutaj ambasadorów ze wszystkich krajów świata. Co było ciekawe, kilka lat temu była też jedna zagraniczna grupa, a w tym roku w lutym przyjmowałem 60 osób. Byli to i murzyni, i z innych krajów jakichś egipskich ludzie i bardzo byli zaciekawieni taką pracą. Mówili, że w ich krajach nie ma takiego zawodu, żeby ktoś rękami walił młotkiem w kowadło. U nich maszyny to robią, a nie ręce człowieka. Ale bardzo im się podobało i po dwóch...