Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Teatr NN

Żydzi na Białkowskiej Górze w Lublinie - Julia Tatara - fragment relacji świadka historii z 31 sierpnia 2010

Takie dwie góry były, po jednej stronie była taka duża góra to ja tu mieszkałam, tam była Kalinowszczyzna 20. Druga góra [to była] Białkowska Góra, no i tam strasznie dużo Żydów mieszkało. U nas cała góra to byli Polacy prawie, było chyba ze dwóch czy trzech Żydów cośmy ich po piwnicach chowali. Myśmy tam, [na Białkowską Górę] chodzili kupować wszystko. Oni mieli sklepy, na przykład węgiel myśmy u nich kupowali, bo to kiedyś przecież nie było tak centralnego. Oni mieli trochę taniej jak Polacy. Byłam jeszcze wtedy dzieckiem, to biegałam do nich, żeby mi dawali macę żydowską, a ja jak miałam jakieś ciasto ze świąt, to nosiłam tym dzieciom żydowskim.

Bawiłyśmy się z tymi dziećmi. Oni mieli takie dziwne nazwiska. [Nosili] takie długie, jakieś takie czarne sukmany i takie coś na głowach, krymki takie.

Oni mieli piekarnię, przed mostem [jeszcze], tam się mieściła piekarnia. Kiedyś była żydowska piekarnia, a później to już [po wojnie] była polska. Polak przechowywał Żydówkę [w czasie wojny] i ona miała widocznie dużo pieniędzy, później już jak się ożenił z nią [i] założył sobie piekarnię.

Szewcy byli na Kalinowszczyźnie, buty reperowali. Krawiec był, po tamtej stronie. To przeważnie, Żydzi mieli takie zawody różne swoje, tak że co tylko mogli, to oni robili, aby zarobić. Porządnie szyli, mieli porządne buty, oni w chałupinach robili [wszystko].

Może nie nie robili nowych butów, tylko reperowali, to jak się but zniszczył, to się leciało i on tam raz dwa zreperował, mama dała parę groszy i już, było dobrze.

[Kupowało się] mąkę, cukier, co oni mieli, to zawsze taniej sprzedawali i myśmy kupowali. Wszystko było, wszystko mieli. Przeważnie to się u nich kupowało takie tańsze mięso, jakieś odpady, tak zwane. Na Kalinowszczyźnie sprzedawali śledzie, to ja tam chodziłam [kupować z mamą]. W beczkach, takich drewnianych [trzymali te śledzie] i Żydzi brali je, na wagę rzucali, ile tam nie pamiętam, ile tam zważyło się i mama zawsze kupowała. [Sklepy były] przeważnie z żywnością. Oni jeszcze, jak ktoś nie miał przypuśćmy pieniędzy, to zborgowali, za jakiś czas musiałeś oddać.

Wszystko jedno [kto sprzedawał], kto mógł, aby tylko zarobić. „Oj waj”, jak to się mówiło, bo oni inaczej nie powiedzieli, tylko: „Oj waj, oj waj.”. Jak chciał sprzedać, to nie powiedział, że sprzeda tylko tam to: „Oj waj, oj waj.”, że może on sprzedać za tyle i za tyle to: „Oj waj, oj waj.” żeby wziąć tylko. [Rozmawiali] różnie i po żydowsku i po polsku. Bardzo ładnie po polsku mówili, bardzo ładnie, tak jakby Polakami byli.

Niektórzy Niemcy nie wiedzieli, czy to Polacy czy nie Polacy.