Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Program Historia Mówiona realizowany jest w Ośrodku „Brama Grodzka – Teatr NN” od 1998 roku. Polega on na rejestrowaniu, opracowywaniu oraz upowszechnianiu relacji mówionych dotyczących Lublina i Lubelszczyzny od dwudziestolecia międzywojennego do czasów współczesnych.

Teatr NN

Zapotrzebowanie zagranicy na zdjęcia przedstawiające kryzys w PRL - Mirosław Trembecki - fragment relacji świadka historii z 14 maja 2005

Był wymóg bardzo [duży], żeby pokazywać [kryzys], bo u nas w CAF-ie było duże zapotrzebowanie zagranicy na tego typu zdjęcia. Zagranica bardzo o te zdjęcia walczyła i, o dziwo, pomimo sytuacji jaka była w kraju, z CAF-u wychodziły te zdjęcia na zagranicę. [Cenzura zwracała uwagę] na krajowe zdjęcia, na zagranicę nie za bardzo. Od nas cały czas wymagano, żeby właśnie robić tego typu zdjęcia. Z drugiej strony, wejść do takiego sklepu z aparatem, to można było czymś dostać w głowę od ludzi, bo każdy uważał wtedy, że to wchodzi już ubek.

[Zdjęć z okresu] od stanu wojennego do lat dziewięćdziesiątych bardzo potrzebowała zagranica. Szło naprawdę dużo zdjęć na zagranicę – pokazanie życia w Polsce, wszystkie strajki rolników, nie rolników. Zawsze coś działo, gdzieś trzeba było jechać, coś robić, dokumentować – tutaj rolnicy, tutaj coś w zakładach, albo trzeba było też pokazać, że zaczyna to funkcjonować już normalnie, zaczynają zakłady produkować i zaczyna się robić normalne życie w kraju. Wtedy było też ciężko do zakładu pracy wejść z tego względu, że powstało coś takiego jak IRCHa przy większych zakładach pracy – Inspekcja Robotniczo-Chłopska. Oni mieli nadzór, [byli od] pilnowania porządku w zakładzie, żeby to wszystko się odbywało normalnie, żeby produkcja szła. Jak umawiałem się nieraz z dyrektorem, że przyjadę i zrobię [zdjęcia], że coś tam nowego robią czy normalnie pracują, to trzeba było jeszcze zgody IRCHy.

Przyjeżdżałem do zakładu pracy i dostawałem dwóch opiekunów z ramienia IRCHy, jednego z [ramienia] dyrektora – chodzili, patrzyli, co się fotografuje, z kim się rozmawia, co się pytam i tak dalej. To też było ciężkie – jak ktoś komuś na ręce cały czas patrzy, to się ciężko pracuje.