Wybuch wojny, ucieczka do Lwowa i zesłanie w głąb Rosji - Bronisława Friedman - fragment relacji świadka historii z 4 lipca 2007
Jak uciekliśmy i bombardowanie złapało nas na drodze, wyskoczyliśmy z auta i wskoczyliśmy w jakiś las. Ja złapałam drzewo i się tak trzymałam mocno, że było ciężko mnie oderwać od tego drzewa. To ja pamiętam doskonale. A innym razem to jak było bombardowanie, to były tam kartofle, które rosły, to miedzy kartoflami położyliśmy się tak, żebyśmy byli niewidoczni, żeby te liście nas pokryły.
W Rosji nie powiem, że nam było dobrze. To był obóz pracy. Mój ojciec pracował na początku w lesie, a później w jakimś tartaku. Moja mama, ponieważ nie było tam szkół, i jeszcze inne kobiety, pomagały starszym ludziom, chorym, opiekowały się dziećmi. Był taki barak i było z dwadzieścia osób. To rozmawiało się, opowiadało się różne opowiadania, piosenki i tak dalej, żeby czas minął. Oczywiście, że to było bezpłatne, z dobrej woli. Kto chciał, uczestniczył. Nikogo nie zabili tam, ale ludzie umarli z głodu, z chorób, bo lekarstw wtedy nie było, i z wymęczenia.